Test Ilford Rapid Half Frame

0

Zazwyczaj korzystam z aparatu pełnoklatkowego, zdarza się chwycić za Micro 4/3 czy APS-C, ale tym razem w moje ręce wpadł istny oryginał – aparat półklatkowy. I to do tego sprzęt, który nie posłuży przez setki zdjęć, lecz jest jednorazowy. Ilford Ilfocolor Rapid Half Frame to jednorazówka, która dzięki półklatkowej budowie pozwala na zrobienie większej liczby ekspozycji – dokładnie 54. Jak nim się fotografowało? Czy rzeczywiście pomaga w odkryciu magii fotografii tradycyjnej? Sprawdź to ze mną, w tym artykule.

Co to za aparat Ilford Ilfocolor Rapid Half Frame

Aparatom jednorazowym poświęciłem już osobny artykuł (znajdziesz go poniżej). W skrócie są to aparaty, które mają zamontowany film światłoczuły i mają podstawową funkcjonalność, która może być rozbudowana przykładowo o lampę błyskową. Po wykonaniu określonej liczby ekspozycji dostępnej na filmie idziesz z takim aparatem do fotolabu, gdzie materiał światłoczuły zostaje wywołany (wcześniej nie musisz zakładać filmu itp. – po prostu czeka wewnątrz aparatu na rozpoczęcie fotografowania). Następnie możesz cieszyć się swoimi zdjęciami w formie plików cyfrowych bądź odbitek. Po tym aparat kończy swój żywot (lub kończy jako element kolekcji aparatów, durnostojka bądź zabawka dla dzieci*).

*Dając aparat dzieciakom, pamiętaj, aby w przypadku modeli z lampą błyskową, nie pozwolić im na jego otwieranie. Mam tu na myśli kontrolowaną zabawę bez filmu (lub po prostu robienie zdjęć), ale bez naruszania konstrukcji aparatu. W przeciwnym wypadku kondensator lampy błyskowej może wyrządzić krzywdę dzieciom.

Aparat jednorazowy – co to jest i dlaczego warto to kupić?

Taki właśnie jest Ilford Ilfocolor Rapid Half Frame, który dodatkowo jest aparatem półklatkowym. Oznacza to, że zapisuje na jednej klatce filmu światłoczułego dwa zdjęcia zamiast jednego (negatyw 36×24 mm dzielony jest na 18×24 mm). Daje to możliwość wykonania 54 fotografii zamiast 27. Aparaty półklatkowe zyskują na popularności, gdyż są odpowiedzią na rosnące koszty materiałów światłoczułych, umożliwiając złagodzenie największej wady fotografii tradycyjnej – kosztu jednostkowego wykonania zdjęcia.

Różnice w działaniu filmu światłoczułego w aparacie pełnoklatkowym i półklatkowym. / Źródło: Grafika pochodzi z kartonika aparatu Ilford

Poza tym charakterystykę tego aparatu można tak naprawdę zawrzeć w kilku słowach. Jest tu prosty, jednoelementowy obiektyw o ogniskowej 31 mm ze stałą przysłoną f/11, stały czas naświetlania 1/125 s, bezstopniowa regulacja ostrości w zakresie 1 m do nieskończoności, wizjer o 70% pokryciu i wbudowana lampa błyskowa. Fabrycznie załadowano baterię AAA. Wewnątrz znajduje się film o czułości ISO 400. Jest to aparat point-and-shoot, stąd obsługa ogranicza się do skadrowania ujęcia i podjęciu decyzji o włączeniu bądź wyłączeniu lampy. Cóż trochę, jakby wsiąść do samochodu retro – zero bajeranckich rozpraszaczy, tylko droga. W takim razie pora ruszać.

Aparat jednorazowy Ilford Ilfocolor Half Frame – pierwsze wrażenia

Po wyjęciu aparatu z opakowania należy nawinąć film pokrętłem znajdującym się z boku obudowy (poradzi sobie z tym każdy) i od razu jest gotowy do zabawy. Najpierw jednak trzeba zdać sobie sprawę z jednej rzeczy. Konstrukcja półklatkowa wymusza nieco inne myślenie o kadrowaniu ujęć. Otóż następuje tutaj zamiana – trzymanie aparatu poziomo tworzy ujęcia w orientacji portretowej, a pionowe trzymanie półklatkowca skutkuje zdjęciami w orientacji krajobrazowej (poziomej). Tak prosta jednorazówka nie oferuje żadnego technicznego rozwiązania, które niwelowałoby ten efekt, stąd trzeba się do tego po prostu przyzwyczaić.

Tutaj fotograf wykonuje zdjęcie w orientacji pionowej, mimo że trzyma aparat poziomo. / fot. Mikołaj Konkiewicz

Z jednej strony bywa to mylące (zwłaszcza dla portretowanych, mówiących, że źle trzymasz aparat), ale jeśli spojrzeć na szklankę jako do połowy pełną, to wymusza większe skupienie podczas budowania kadrów, a więc bardziej świadome fotografowanie. Sprawy nie ułatwia wizjer krajobrazowy zamiast portretowego. No cóż, z Ilford Rapid Half Frame trzeba po prostu nastawić się na przygodę i eksperyment.

Na tylnym panelu znajduje się czytelna instrukcja, dzięki której z obsługą tego aparatu poradzi sobie każdy, nawet najbardziej początkujący amator (w tym i dzieci, choć te oczywiście mogą potrzebować wyjaśnienia tej instrukcji). Wystarczy po prostu nakręcić film do oporu, wykonać ekspozycję, a później przekręcać dalej, aż do kolejnego oporu i wykonania zdjęcia.

Tylny panel aparatu z instrukcjami dot. użytkowania. Pomocna ściągawka dla naprawdę początkujących. / fot. Mikołaj Konkiewicz

Flash włącza się prostą… nie wiem, jak to nazwać, ale jako że fotografowałem w Poznaniu, to śmiało mogę nazwać to wihajstrem. Wbrew pozorom pomimo wystawania poza obrys aparatu w momencie włączenia lampy, jest całkiem solidny (jak na klasę sprzętu). O uruchomieniu lampy informuje także czerwona lampa, która daje znać, o jej gotowości do błysku (po poprzednim błysku). Pozostając przy budowie samego aparatu rzeczywiście sprawia dobre wrażenie – jak na plastikową zabaweczkę całkiem solidnego. Jest też fajnym, podręcznym aparacikiem, mieszczącym się w dowolnej kieszeni.

Wihajster, przełącznik, tenteges – jak zwał tak zwał, ale dzięki niemu uruchomisz lampę błyskową. / fot. Mikołaj Konkiewicz

Jak fotografuje się aparatem Ilford Ilfocolor Rapid Half Frame?

Tak naprawdę mój opis doświadczenia fotografowania aparatem jednorazowym Ilford Ilfocolor Rapid Half Frame może dotyczyć przyjemności obcowania z fotografią światłoczułą. Jeśli nie miałeś wcześniej takiej możliwości, to będzie to na pewno świetna odmiana dla tego, jak pracuje się z cyfrą. Wiem, że starszym fotografom i fotografkom może to wydawać się niepojęte, ale dla wielu młodych użytkowników fotografowanie na filmie światłoczułym jest rewolucyjnym podejściem.

Tak radzi sobie Ilford Ilfocolor Rapid Half Frame w jasny dzień (wszystkie zdjęcia pokazuje Wam tak, jak dostałem je z fotolabu bez żadnej obróbki). / fot. Mikołaj Konkiewicz

fot. Mikołaj Konkiewicz

Aparaty point-and-shot są fajnym wstępem do tej przygody, jednakże trzeba pamiętać o specyfice danego materiału światłoczułego. Dla opisywanego aparatu zdjęcia należy robić głównie na zewnątrz i to przy sporej ilości światła. Sytuację ratuje lampa błyskowa, która jednak działa tak naprawdę dla bliskiego planu. Mankamentem jest licznik zdjęć, który dla mnie był mało intuicyjny i nieczytelny.

Lampa oświetli tylko bliski plan, dalsze pozostaję w półmroku. / fot. Mikołaj Konkiewicz

Wyzwaniem będzie kadrowanie bardziej ciasnych scen (z mniejszej odległości), gdyż wizjer jest przesunięty względem osi obiektywu (i rzecz jasna nie pokazuje tego, co dokładnie widzi obiektyw). Może więc łatwo dochodzić do ucięcia fragmentu kadru. Trzeba stosować pewną korektę, przesuwając nieco sprzęt, choć oczywiście dla początkujących użytkowników będzie to kłopotliwą kwestią. Jednoelementową, tania konstrukcja obiektywu sprawia, że siłą rzeczy znów zyskuje na mocy hasło, „nie rób zdjęcia pod Słońce”. Otóż rzeczywiście gdy w kadrze jest silne źródło światła, na zdjęciu pojawią się refleksy, które spodobają się jedynie fanom estetyki błędu.

Wspomniany przeze mnie efekt przesunięcia wizjera względem osi obiektywu. Niestety nie znalazłem się cały w kadrze. Na zdjęcie widoczny jest także dla niektórych pewnie dawno niewidziany efekt czerwonych oczu. Cóż uroki dawnej fotografii. / fot. anonim

Robiąc zdjęcia pod światło, trzeba liczyć się z takimi refleksami. / fot. Mikołaj Konkiewicz

Na pewno bardzo przyjemne jest doświadczenie unikatowości każdego zdjęcia. Konieczność przemyślenia momentu naciśnięcia spustu w ciekawy sposób uczy uważności. Nie da się ukryć, że nawet niedoskonałe fotografie z tego aparatu mają emocjonalną przewagę nad tymi z cyfry. Ten aparat to fajna propozycja do pokazania fotografii tradycyjnej dzieciakom (u mnie zrobił furorę). Lekka konstrukcja mieszcząca się w mniejszych rękach, obniżony stres o możliwość uszkodzenia sprzętu i mimo wszystko duża tolerancja na błędy sprawiły, że Ilford Ilfocolor Half Frame dał nam (z pięciolatkiem i siedmiolatkiem) sporo radości z zabawy fotografią na film światłoczuły. Co ciekawe, z punktu widzenia takiego zastosowania, spust migawki został umiejscowiony w obudowie tak, że nie dochodziło do jego przypadkowego wciśnięcia.

Poniżej zamieszczam jeszcze kilka przykładowych zdjęć wykonanych tym aparatem.

Pan Redaktor w obiektywie młodego adepta sztuki fotografii – Ilford zdał egzamin jako rzecz, która zaraża najmłodszych pasją do zdjęć. / fot. Tobiasz Konkiewicz

Podsumowanie

Miło spędziłem czas z tym aparatem, choć rzecz jasna, trzeba było liczyć się z jego pewnymi ograniczeniami i wadami. Podziel się w komentarzu, czy miałeś przyjemność fotografować na filmie światłoczułym. Zajrzyj także do naszych poprzednich artykułów dotyczących fotografii tradycyjnej.

Fotografia tradycyjna – jakie filmy fotograficzne czarno białe kupić?

Fotografia analogowa [seria poradników]

 

TAGI:   
Podziel się.

O Autorze

Gdy robię zdjęcia, to zajmuję się fotografią reportażową, teatralną i artystyczną. Gdy piszę o zdjęciach, to zastanawiam się, jak wpływają one na odbiorców, co robić, by robić jej bardziej świadomie i jakie możliwości daje sprzęt. Poza tym piszę wiersze i jak dotąd w druku ukazały się moje dwie książki z poezją. Ukończyłem studia magisterskie na kierunku Fotografia na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Jestem laureatem konkursów fotograficznych i poetyckich, uczestnikiem wystaw, festiwali i publikacji poświęconych fotografii.

Zostaw komentarz

izmir escort