Kamera dla tych, co są ciągle w drodze? Canon V1 testowany w Maroku

0

Jaki sprzęt wybralibyście planując 8-dniową wyprawę objazdową do Maroko, gdzie najpierw będziecie zdobywać najwyższy szczyt wysokiego Atlasu — Jebel Toubkal, a następnie odwiedzacie tętniący życiem Marakesz, by dalej udać się na pustynię Erg Chigaga? Ja wybrałam coś małego o dużym potencjale twórczym. Przemierzając setki kilometrów przez oblane słońcem Maroko testowałam kompaktowy aparat Canon PowerShot V1 dedykowany dla fotografów, twórców treści wideo, vlogerów i podróżników. Jak się sprawdził i, czy żałuje tego wyboru? Z wielką chęcią podzielę się z Wami moimi wrażeniami.

Na sam szczyt z Canonem PowerShot V1

Przygotowując się do mojej podróży i planując jaki sprzęt będzie mi towarzyszył w zdobywaniu mojego pierwszego w życiu czterotysięcznika istotne były jego rozmiary, waga, a jednocześnie wysoka jakość obrazu, na której bardzo mi zależało, by stworzyć jak najsmaczniejsze materiały foto i wideo. Przy czym to właśnie film i jakość przyszłych ujęć stanowił fundament moich rozważań. Testowany przeze mnie Canon PowerShot V1, który ostatecznie wdrapał się ze mną nad ranem na wysokość 4167 m n.p.m. okazał się być idealnym towarzyszem. Zupełnie nie odczuwam jego wagi (to jedyne 426 g). Mieści się praktycznie w kieszeń — choć sama nosiłam ją w małej nerko-torbie Peak Design Outdoor Sling 7L.

Intuicyjny jak droga do Maroka

Łatwość obsługi i szybki dostęp do pokręteł programowych w górnej część korpusu pozwoliły mi sprawnie działać w warunkach bliskich zeru stopni Celsjusza, gdzie dłonie momentami odmawiały posłuszeństwa. Aparat po włączeniu był bardzo szybko gotowy do akcji, dzięki czemu nie straciłam cennych ujęć filmowych.

Gdy słońce gaśnie, aparat nie śpi

Doskonale również poradził sobie w warunkach nocnych, gdzie jedynym źródłem światła były czołówki początkujących adeptów alpinizmu, zmagających się z własnym ciałem po zimnej, nieprzespanej nocy. Wybierając ISO 6400 – 12 400 pozwolił na zarejestrowanie grup ludzi zmierzających o 4 nad ranem na sam szczyt Atlasu, tworząc obraz w zasadzie pozbawiony brzydkiego cyfrowego szumu (w trakcie postprodukcji bez problemu się zdematerializował).

Fotografia uliczna i filmowanie z pępka w Marakeszu

Marakesz i jego centralny plac Jemaa el-Fnaa to jedno z najbardziej chaotycznych i głośnych miejsc, jakie znam. Zanurzając się w niekończące się, wąskie i zatłoczone serpentyny starego miasta, wypełnione kolorami, zapachami, rękodziełem, rzemieślnikami, ludźmi i turystami z całego globu można oszaleć z zachwytu (wersja dla ekstrawertyka) lub z przebodźcowanie (wersja dla introwertyka).

Subtelny towarzysz miejskich historii

Fotograficznie i filmowo w zasadzie moglibyśmy nie wyłączać aparatu, ponieważ na każdym kroku czai się jakiś detal, spojrzenie, przedmiot, scena, którą chcemy zamknąć na wieki w czarnej otchłani korpusu aparatu fotograficznego czy kamery (tu mamy 2w1). Pragnąc być jak najbardziej dyskretna, by nie zaburzać rytmu ulicy i wyciągnąć jego esencję oraz nie peszyć moich bohaterów trzymałam Canona V1 na pasku ręcznym blisko siebie lub na wysokości pępka łapiąc kadry głównie z ukrycia.

Autofocus, który nadąża za historią

Faktem jest też, że w pościgu za moim przewodnikiem nie bardzo miałam czas na medytacyjne ujęcia ulicy. Sprzęt będący moim „partner in Marrakesh crime” dotrzymał mi tempa i zachował sceny, na których mi zależało. Autofocus zarówno w trakcie fotografowania jak i filmowania bezszelestnie, celnie i bardzo sprawnie wykrywał twarze ludzi i zwierząt mijanych w tym dzikim pędzie, dzięki czemu udało się złapać wiele smakowitych kadrów.

Nie wymienisz go, ale polubisz

Uniwersalna ogniskowa 16-50 mm pomogła mi dostosować się do potrzeb tego hipnotycznego miejsca. Obiektyw szerokokątny pomógł zarejestrować sceny ogólne, np. ludzi pracujących w swoich warsztatach, sklepiki wypełnione lampionami czy szytym ręcznie obuwiem. Z kolei standardowa ogniskowa 50 mm pozwoliła zbliżyć się do moich bohaterów i opowiadać o ludziach, detalach, kolorach, fakturach. Dzięki temu udało mi się stworzyć pełny fotoreportaż oraz satysfakcjonującą dokumentację filmową miejsca za pomocą jednego małego obiektywu, wysuwanego z gracją z korpusu.

Road Trip na chłodzie

Moim zadaniem podczas wyprawy było wykonanie filmowej dokumentacji podróży. Byłam więc czujna i gotowa do akcji w każdym momencie. Sami z pewnością wiecie, że bywają takie miejsca oraz sytuacje, w których przez wiele godzin nie mamy możliwości ładowania akumulatorów. Musimy podchodzić do tematu z głową i szacować umiejętnie swoje siły na zamiary — a w tym przypadku zadać sobie pytanie „ile materiału mogę nakręcić na bateriach, które mam i jak zaplanować swoją pracę”.

Akumulator – cichy bohater czy słabe ogniwo?

W drodze na Saharę ruszyliśmy w stronę berberyjskiej wioski Aït-Ben-Haddou, gdzie czekało na nas wiele zapierających dech w piersiach krajobrazów. Filmując i fotografując w trakcie jazdy, po raz kolejny czułam, że mam pod ręką wiernego towarzysza, który dotrzymuje mi kroku, oferując możliwość rejestrowanie obrazu na jednej baterii (Canon LP-E17) przez kilka godzin. Co więcej, aparat umożliwia szybkie ładowanie kablem USB-C, dzięki czemu w każdym miejscu, za pomocą potężnego powerbanka Patona Extreme mogłam go naładować.

Gorąco? On zachowuje zimną krew!

W trakcie wielogodzinnej jazdy w pełnym słońcu dzięki aktywnemu chłodzeniu aparat umożliwił mi pracę, podczas której nie umknął mi żaden cenny kadr, oddający w pełni klimat naszej podróży. Ani razu nie wyłączył się, nie zawiesił, ani nie prosił o przerwę. Mimo męczącego wręcz upału, Canon V1 mógł cały czas pracować! Szum wbudowanego wentylatora jest niesłyszalny podczas pracy i nie ma co się go bać!

Stabilizacja i inne filmowe bajery

Przyznam się bez bicia — obawiałam się, jak poradzi sobie ze stabilizacją tak lekka i mała kamera jak Canon PowerShot V1 zakładając, że wszystko kręcę z ręki. Przy planowanym trekkingu górskich i podręcznym bagażu każdy gram w bagażu się liczył. Podróż była bardzo intensywna i pełna wrażeń, w ciągłym ruchu i biegu, lecz pomimo to udało się przywieźć materiały, z których powstała satysfakcjonująca (zarówno mnie jak i wrocławskie biuro podróży Projekt Wyprawa, z którym przeżywałam tę przygodę) dokumentacja filmowa.

Dzięki zaawansowanej optycznej stabilizacji obrazu mogłam rejestrować obraz w trakcie górskiego trekkingu, spacero-biegu czy szalonej jazdy oldschoolowym Land Roverem przez pustynię, tak więc bez przerwy w ciągłym ruchu łapałam ulotne chwile. Oczywiście, nie ukrywa ona naturalnych drgań wynikających z ruchu człowieka, lecz nadal otrzymany obraz jest płynny i gładki. Dodając stabilizację z poziomu postprodukcji, możemy uzyskać  bardzo przyzwoity, niemalże kinematograficzny ruch kamery.

Kolory? To Ty tu rządzisz!

Co więcej, jako montażystka oraz kolorystka swoich materiałów filmowych zwracam uwagę nie tylko na wielkość kamery, oraz stabilizację obrazu, ale przede wszystkim na możliwości w trakcie jego postprodukcji. Pierwszym z ustawień, które zaprogramowałam na górnym pokrętle programowym C1/C2/C3 była jakość obrazu 4K, fps 25, następnie 4K fps 50 oraz HD fps 100, oraz dla wszystkich ujęć tryb C-LOG. 3 Cinema Gamut dający mi wiele możliwości w procesie kolor korekcji obrazu, która jest dla mnie kluczowym elementem przenoszenia emocji i klimatu.

Obraz filmowy po zaledwie kilku kliknięciach w postprodukcji dał mi satysfakcjonujący „look”. Zarejestrował bardzo ładne i wierne kolory, odpowiedni poziom kontrastu oraz dającą wiele możliwości przestrzeń tonalną maksymalizując zakres dynamiczny bardziej wymagających scen.

Gdy słońce świeci za bardzo – wbudowany filtr ND

Dodatkowo każdy filmowiec wie, że praca bez filtra szarego staje się wielkim utrapieniem i niejednokrotnie, w warunkach dużej ilości światła wyklucza możliwość rejestrowania scen, na których nam zależy. Dzięki wbudowanemu filtrowi ND, który był włączony z poziomu menu w trakcie większej części podróży, apart pozwolił rejestrować mi rzeczywistość o każdej porze dnia, nawet w południe kiedy słońce paliło nasze ramiona i twarze.

Dźwięk w standardzie, bez dodatkowego bagażu

Dźwięk, który oferuje Canon PowerShot V1 jak na tak kompaktowy sprzęt pozytywnie mnie zaskoczył i zadowolił, zarówno w sytuacjach nagrywanie dźwięku tła, jak i ujęć vlogowych, gdzie nawijałam do kamery. Korzystając zarówno z zewnętrznego, jak i wbudowanego mikrofonu (w sytuacjach, kiedy zabrakło mi czasu na montaż Rode’a) pozwolił zebrać niezbędną do filmu warstwę audio, która nadaje całości głębi i autentyczności. Co ważne — nie zawiódł mnie ani razu — każde ujęcie ubrane jest w dźwięk, który dopełnia całość.

Berberyjskie podsumowania

Podsumowując moje 8 dni spędzonych w towarzystwie Canon Powershot V1, mam poczucie, że z chęcią wybrałabym się z nim w kolejną podróż. Dla tych bardziej wymagających hybryda ta może z pewnością posłużyć jako B-Cam, którą mamy non stop pod ręką, z kolei dla początkujących twórców wideo, z uwagi na łatwość i szybkość obsługi pozwoli przewieźć wiele udanych pamiątek fotograficznych i filmowych.

Jest intuicyjna, bardzo zgrabna, mała i lekka, będąc idealnym rozwiązaniem dla minimalistów ceniących sobie wygodę oraz wolne miejsce w plecaku czy bagażu podręcznym podczas podróży. W naprawdę niewielkich rozmiarach czai się ogromny potencjał, którego z czasem użytkowania i nauki możemy rozwijać i eksplorować, podnosząc jakość tworzonych materiałów, które z powodzeniem mogą stać się treściami publikowanymi dla szerszego grona odbiorców.

Canon PowerShot V1 jest więc idealnym narzędziem do początkujących jak i bardziej zaawansowanych filmowców i vlogerów, umożliwiając tworzenie materiałów w płaskim profilu, który z kolei cudownie nadaje się do nauki czy podnoszenia swoich umiejętności w obszarze kolor korekcji filmowej. Nie wspominając o pasjonatach fotografii. Aparat sprawdzi się w fotografii podróżniczej czy ulicznej, którym zależy na dyskrecji i łatwości obsługi sprzętu, ale i do zrobienia miniatury na YouTube. Mamy opcję fotografowania w  pełnowartościowych plikach RAW, umożliwiających szerokie pole do kreatywnych działań na etapie obróbki obrazu.

Warto wspomnieć o stosunku ceny do jakości otrzymywanych materiałów oraz możliwości, które nam oferuje Canon PowerShot V1. Uważam, że jest to bardzo uczciwa wymiana, i naprawdę za stosunkowo niską cenę możemy nabyć narzędzie nie tylko do tworzenia rodzinnych pamiątek z podróży, lecz z powodzeniem może stać się narzędziem do pracy i rozwijania pasji do fotografii i filmu.

Koniecznie zobacz też wideo-recenzję z tego wyjazdu:

Podziel się.

O Autorze

fotografka, operatorka kamery, montażystka i kolorystka, prowadzona pasją i ciekawością świata. Absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu oraz Szkoły Filmowej w Łodzi. Tworzy głównie na polu fotografii i filmu eventowego (współpracując m.in. z festiwalami Open’er czy Męskie Granie) oraz podróżniczego (realizując materiały we współpracy z biurami podróży). Prowadzi kursy i szkolenia z fotografii, filmu oraz postprodukcji obrazu. Mieszka w Jeleniej Górze, pracuje w całej Polsce i za granicą. Typ odkrywcy, miłośniczka gór i aktywnego życia.

Zostaw komentarz

izmir escort