Wizjer optyczny czy elektroniczny?

0

Wizjer optyczny, czy elektroniczny – co jest lepsze i bardziej przyszłościowe? Utarło się, że jeżeli wizjer to najlepiej optyczny, dokładnie taki, jaki  montowany był od dawien dawna w lustrzankach. Nasuwa się jednak tutaj pytanie – czy w dobie fotografii cyfrowej, wyświetlaczy 4K i milionów pixeli archaizm w postaci pryzmatu pentagonalnego może nam jeszcze cokolwiek ułatwić?

Skąd niechęć do wizjerów elektronicznych?

Zacznijmy od tego, iż na dzień dzisiejszy większość zdjęć na świecie wykonywana jest bez użycia jakiegokolwiek wizjera. W erze smartfonów popularna jest pozycja „na zombie” (z wyciągniętymi rękami do przodu), „na szermierza” (z wyciągniętym w przód kijkiem do selfie) i  „z palca” (wyzwalanie migawki za pomocą dotykowego ekranu). Trzymanie aparatu tuż przy swoim oczodole stało się domeną fotografów, którzy chcą utrwalać coś więcej niż tylko selfie z wakacji.

Przewodnik po bezlusterkowcach Olympusa – sprawdź, który pasuje do ciebie!

Wizjer optyczny powstał w czasach analogowych jako odpowiedź na potrzebę precyzyjnego kadrowania bez efektu paralaksy. Był on, jak na swoje czasy, wynalazkiem rewolucyjnym – pozwalał fotografom w pełni zapanować nad tym, co chcą zarejestrować. Wizjer elektroniczny pełni w aparacie taką samą funkcję, skąd więc ta rezerwa względem nich i przywiązanie do ich optycznego pierwowzoru?

Bierze się to zapewne z przykrych doświadczeń związanych z aparatami kompaktowymi. Oczywiście, o ile kompakt w ogóle jest wyposażony w „oczko do patrzenia” umieszczone tuż obok dużego, ruchomego i dotykowego wyświetlacza. W większości takich aparatów wizjery są małe i niedokładne. Nie ma żadnej przyjemności w kadrowaniu czymś, przez co widać podobnie jak przez judasza w drzwiach. Na szczęście i tu można znaleźć chlubne wyjątki jak Olympus Stylus 1S, czy Canon G5X, pozwalające na przyjemne trzymanie aparatu przy oku.

Sprawa ma się inaczej, jeżeli spojrzymy przez nowe wizjery w bezlusterkowcach czy aparatach Sony SLT. Dostrzeżemy wówczas, że ta rewolucja technologiczna faktycznie rzeczywiście ma sens. Jeszcze kilka lat temu nikomu nie śniło się, żeby miniaturowy wyświetlacz o wymiarach paznokcia mógł pomieścić 2 359 296 punktów. To więcej niż rozdzielczość Full HD!

wizjer elektroniczny

Podgląd wizjera optycznego w aparacie Canon

wizjer elektroniczny

Podgląd wizjera elektronicznego w aparacie Sony

Zalety wizjera elektronicznego

Zaletami posiadania dobrego wizjera można sypać jak z rękawa:

Wyświetla się na nim zdecydowanie więcej informacji niż w wizjerze optycznym. Daje nam to nie tylko pełny podgląd tego, jak będzie wyglądało zdjęcie jeszcze przed jego zrobieniem, (jego doświetlenie czy kolorystyka), ale też jak ustawiony jest aktualnie aparat (informacje o włączonych funkcjach).

Nowoczesne wizjery elektroniczne mają 100% pokrycia kadru – nie ma ryzyka, że w rogu zdjęcia zarejestrujemy coś, czego miało nie być.

W przypadku amatorów ręcznego ostrzenia mamy od razu funkcję focus peaking (w modelu Panasonic Lumix G7 dostepną w 4 różnych kolorach). Kończy się przymus dokupywania i montowania matówki z klinem, aby ustawić idealnie w punkt obiektyw pozbawiony autofocusa.

W większosci lustrzanek z wizjerem optycznym punkty autofokusa ustawione są w okolicach centrum kadru – nie mamy możliwości wyboru skrajnie narożnych punktów w przeciwieństwie do wizjerów elektronicznych.

Możliwość filmowania bez odrywania aparatu od twarzy – w lustrzankach jest to niemożliwe. Niby drobna rzecz, a dzięki takiej pozycji jesteśmy w stanie dodatkowo ustabilizować aparat wciskając go w łuk brwiowy.

Wady wizjera elektronicznego

W tej beczce miodu jest też łyżeczka dziegciu:

Wizjer emituje światło, co teoretycznie może spowodować, że niektórzy będą szybciej odczuwali zmęczenie oka. Sam jednak nigdy nie uległem takiemu wrażeniu, mimo korzystania z wizjerów eletronicznych po kilka godzin dziennie. Nie miało to wpływu na mój komfort fotografowania.

Wizjer elektroniczny to wyświetlacz o dużej gęstości punktów i w słabych warunkach oświetleniowych może „śnieżyć“. Oczywiście efekt ten nie będzie widoczny na finalnym zdjęciu, ale kadrowanie przypomina oglądanie transmisji na telewizorze Rubin.

Przy filmowaniu, czy robieniu serii zdjęć odświeżanie obrazu może spowodować, że nie nadążymy za poruszającym się obiektem. Z drugiej strony, przy serii zdjęć w lustrzance wyposażonej w wizjer optyczny też nie trudno się zgubić.

Ciekawostka – wizjer hybrydowy

Osobnym rodzajem wizjera łączącym podgląd optyczny z możliwościami wizjera elektronicznego jest wizjer hybrydowy. Możemy go spotkac w aparatach Fujifilm – X100t, X-E2 czy X-PRO2. Wrażenie jest podobne jak w kokpicie myśliwca – informacje wyświetlane są jakby na szybie przed nami. Niestety wizjery te nie mają poprowadzonej ścieżki optycznej, więc kadrować musimy uwzględniając wcześniej wspomnianą paralaksę – pamiętając że zarejestrujemy coś bardziej z prawego dolnego rogu niż widzimy w wizjerze. Niewątpliwą zaletą jest możliwość zobaczenia fragmentu kadru w powiększeniu bez tracenia z oczu całości sceny. Przyda się zwłaszcza podczas ręcznego ostrzenia w kiepskich warunkach oświetleniowych.

Czy wizjer optyczny ma jeszcze jakąś przyszłość?

Dzięki wizjerom elektronicznym mamy do czynienia z kolejną rewolucją, nie mniejszą niż w momencie wynalezienia jego pryzmatycznego odpowiednika. Teraz, prócz kontroli kadru, możemy na bieżąco oceniać, czy prognozowany efekt, odpowiada temu, jak widzimy to w naszej głowie jeszcze przed zwolnieniem spustu migawki – bez zgadywanek o balans bieli, kontrast czy ekspozycję. Z jednej strony tracimy romantyczną niepewność efektu finalnego, z drugiej zyskujemy pełną kontrolę nad procesem twórczym, cały czas trzymajac aparat tuż przy naszym oku. Co jest lepsze? Wybór należy do fotografa.

Podziel się.

O Autorze

Doradca klienta w branży foto od kilku lat. Zwolennik fotograficznego minimalizmu - zarówno w kwestii sprzętu jak i kadru. Zadeklarowany miłośnik Kaukazu.

Zostaw komentarz

izmir escort