Piotr Hukało: „Praca fotoreportera wiąże się z gotowością”

0

Piotr Hukało to doświadczony trójmiejski fotoreporter, nagradzany m.in w Grand Press Photo i Gdańsk Press Photo. Aktualnie szef działu foto portalu Trójmiasto.pl i fotoreporter agencji East News. Rozmawiamy z nim m.in. o tym jak wygląda praca współczesnego fotoreportera w Polsce, z jakimi trudnościami musi się mierzyć? Jak wyglądała jego ścieżka kariery i jak rozwiązuje braki sprzętowe.

obejrzyj zdjęcia Piotra na Instagramie >>

– Dlaczego jesteś fotoreporterem? Nie jest to przecież najlepiej opłacany, ani też najłatwiejszy zawód.

Całe moje życie zawodowe związane jest z mediami. Nie zarobiłem zbyt wielu pieniędzy na rzeczach nie będących jakoś połączonymi z kompetencjami, które nabyłem pracując dla redakcji. W momentach kryzysów, które zdarzają chyba się każdemu niezależnie od tego w jakiej branży pracuje, dochodzą do mnie myśli o tym, czy aby na pewno bycie do dyspozycji niemal bez przerwy, jest tym czego chce. Praca fotoreportera wiąże się z  gotowością, że wezmę aparat i po prostu pojadę fotografować, z przeciągającymi się popołudniowymi i weekendowymi tematami, ciągłym śledzeniem informacji z mojego „rejonu”, czy trudną do ujarzmienia chęcią fotografowania ważnych wydarzeń gdzieś w Polsce. To spore wyzwanie, szczególnie dla rodziny fotografa. Gdy jednak wątpliwości ustępują, kolejny raz pakuje plecak i jadę na temat.

– Czym jest dla Ciebie ta praca? Jak sam siebie postrzegasz?

Przede wszystkim jestem dziennikarzem. Praca fotoreportera według mnie znajduje się w katalogu „dziennikarstwo” z całym dobrodziejstwem inwentarza. Praca w mediach niesie za sobą sporo przywilejów, jak np. możliwość bycia bliżej pewnych wydarzeń, ale także całą masę rozterek natury formalnej czy etycznej, jak na przykład to, czy robiąc zdjęcie już wkraczasz w czyjś obszar prywatny czy jeszcze nie.

– Potrafisz określić gdzie leży ta granica? Pamiętasz jakieś swoje najtrudniejsze zlecenie, gdzie ta granica była niezwykle cienka?

Ogromnym wyzwaniem było fotografowanie z fosy koncertu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, podczas której zaatakowany został prezydent Paweł Adamowicz. Tamtego dnia powstało wiele zdjęć. Większość z nich nigdy nie została opublikowana. Niezwykle cienka była granica między pokazywaniem rzeczywistości, a publikowaniem przesadnie brutalnych sensacyjnych zdjęć.

– Zdobyłeś sporo nagród i wyróżnień, które jest dla Ciebie najważniejsze?

Mam nadzieję, że to następne. Traktuje udział w konkursach fotograficznych jako formę weryfikacji swoich umiejętności na tle koleżanek i kolegów z branży. Zdarza się, że w konkursach nagradzani są fotografowie za zdjęcia z materiałów, podczas których ja też pracowałem. Są one oceniane przez znające się na tym jury. To idealna okazja, aby zastanowić się nad swoim warsztatem. Konkursy to także możliwość przyjrzenia się pracom kolegów, którzy swoje tematy „wychodzili” pracowali nad dłuższymi projektami, znaleźli temat. Wykonali pracę dziennikarską – zbudowali relację z fotografowanymi, udało im się rozwiązać różne trudności, aby mógł powstać kompletny fotoreportaż. To także okazja, aby zastanowić się nad tym co poprawić w swojej pracy. Bo przecież chodzi o to żeby każde kolejne zrobione zdjęcie było trochę lepsze od poprzedniego.

– Często wywiady z fotografami skupiają się na obecnej twórczości, czy też bieżących dokonaniach. Ja chciałbym podejść do tego trochę inaczej… Bo naprawdę zainteresowała mnie ta historia z 2007 roku. Mógłbyś ją nieco rozwinąć i powiedzieć jak w ogóle znalazłeś się na spotkaniu z Prezesem?

Jako niesubordynowany uczeń liceum. Chodziłem wtedy do szkoły średniej do klasy o profilu wojskowym. Była to jedna z pierwszych szkół w Polsce, w której uczniowie na lekcje przychodzili w wojskowych mundurach. Zaproponowano nam wyjazd do Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku, aby dzieciaki w mundurach stanęły w różnych miejscach, które tego dnia miał odwiedzić ówczesny premier Jarosław Kaczyński. Byłem uczniem raczej „wojującym” więc na zbiórkę przed wyjazdem stawiłem się, ale nie byłem ubrany w mundur. Dzięki temu mogłem się swobodnie poruszać po Centrum. W pewnym momencie fotoreporterzy zaczęli ustawiać się w jednym miejscu aby sfotografować moment, w którym premier Kaczyński został poczęstowany kaszubską tabaką. Mogłem przyjrzeć się pracy zawodowych fotoreporterów, ale też zrobić zdjęcie. Jako młody chłopak interesowałem się nowinkami technologicznymi i raczej na fali tych zainteresowań kupiłem, coraz powszechniejsze wtedy, małe aparaty cyfrowe, taką małpkę. Zrobiłem zdjęcie Kaczyńskiego z nosem w tabace i pamiętam, że wtedy pomyślałem, że nie różni się ono niczym od tych zdjęć, które zrobili ci goście tymi wielkimi aparatami.

– Z perspektywy czasu nadal uważasz, że nie różniło się niczym od tych zdjęć gości z wielkimi aparatami?

Dawno nie widziałem tych zdjęć. Pewnie już nawet nie byłbym w stanie ich odnaleźć. Niech zatem w pamięci zostanie, że byłby one tak samo dobre jak te zrobione przez zawodowych fotoreporterów (śmiech).

– Od razu po spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim kupujesz aparat i zaczynasz fotografować?

Może nie od razu, bo trzeba było uzbierać sporo kasy, a jako licealista miałem ważniejsze wydatki. Ale faktycznie wtedy zacząłem intensywnie przeglądać allegro i czytać czym są te lustrzanki. Pierwszy mój świadomie kupiony aparat to Canon 300d z kitowym obiektywem. Kupiłem używany. Padła w nim migawka. Do dziś stoi w moim pokoju w domu rodzinnym.

– Na Twojej stronie można przeczytać, że w 2012 zaczynasz pracę w sporym medium jakim jest/był Dziennik Bałtycki. Chciałbym jednak uzupełnić tę lukę. Czy przez te 5 lat współpracowałeś z jakimiś mediami jako fotograf, czy próbowałeś robić może jakieś reportaże/projekty?

W 2012 rok, przeprowadziłem się do Trójmiasta. Wcześniej, w czasie studiów,  współpracowałem z regionalnym wydaniem Dziennika Bałtyckiego, portalem chojnice24.pl, oddziałem Gazety Pomorskiej. Pracując w redakcjach regionalnych pisałem i fotografowałem. Wspominając swoje początki muszę przyznać, że Chojnice były bardzo dobrym miejscem do stawiania pierwszych kroków w tym zawodzie. Po pierwsze, choć to miasto powiatowe, to były tam wówczas dwie redakcje dzienników, dwa tygodniki, rozwijające się 2 portale internetowe, więc o pracę w redakcji było łatwiej. Po drugie z Chojnic pochodzi dwóch znakomitych fotografów – Olek Knitter i Daniel Frymark. Mogłem po temacie porównać ich i swoje zdjęcia i zobaczyć jak powinienem to zrobić.

– Przychodzi ten 2012, składasz CV do gazety i zostajesz przyjęty. Pamiętasz swoje początki tam? Jakieś największe sukcesy i wtopy?

Do Dziennika Bałtyckiego przychodziłem jako pracownik działu online – pisałem dla portalu, zajmowałem się wydawaniem stron internetowych. To jednak okres dynamicznie rozwijających się portali. Internet był w stanie przyjąć każdą ilość materiałów, dlatego też zdarzało się, że trzeba było iść w teren i także zrobić zdjęcia. Dopiero po pewnym czasie przeszedłem do działu foto i w pełnym zakresie oddać się pracy fotoreportera.

– Czego się najbardziej nauczyłeś w tamtym czasie?

Uważam, że wcześniejsza praca w dziale online pozwoliła mi spojrzeć na obecność zdjęć w mediach z nieco innej perspektywy. Fotografowałem bardziej dla internetu, niż gazety i moje podejście do tej pracy od początku kształtowało się pod specyfikę pracy internetu. To przede wszystkim szybkość działania i dyspozycyjność, dostarczanie odpowiedniej ilości materiału, bo czy chce tego czy nie, moim zadaniem jest również dostarczanie ruchu w portalu, czy myślenie o kadrze przez pryzmat malutkiego obrazka, który wyświetla się na ekranie niedużego smartfona. Praca w Dzienniku Bałtyckim, to też szkoła życia. Zleconych tematów zawsze było sporo, pozwoliło mi to „otrzaskać” się z tą pracą i to zarówno w kwestii warsztatu fotograficznego jak i dziennikarskiego. Miałem tam okazję poznać wielu prawdziwych i doświadczonych dziennikarzy. Przyglądając się ich pracy miałem szansę zobaczyć jak ten zawód powinien wyglądać.

– Wiem, że zabrzmi to dość banalnie, ale dziś szef działu foto, spotykasz siebie z tego 2007, czy nawet 2012 – co sobie powiesz, jakich rad udzielisz? Lub też po prostu jakich rad możesz udzielić początkującym fotografom, którzy chcą iść w ten świat fotoreportażu?

Jeżeli ktoś myśli o pracy w mediach, to niech się nad tym dobrze zastanowi. Praca dla redakcji pochłania całkowicie. Wymaga sporego zaangażowania emocjonalnego i czasowego. Nie da się robić tego na pół gwizdka. Potrzebne będzie też sporo cierpliwości. No i trzeba robić dużo zdjęć. To jedyna droga do rozwoju tej pasji.

– Potrafisz wskazać/określić kamienie milowe w Twojej karierze? Co by nimi było?

Na swoją karierę patrzę jako na trwający proces niż momenty przełomowe. Choć ważne były momenty wymiany sprzętu. Dwa razy zdarzyło mi się wymieniać całe zestawy, więc była to wyraźna przesiadka na aparaty i obiektywy o klasę lepsze od poprzednich. Dawało mi to sporego kopa.

– Twoim zdaniem w tej pracy sprzęt ma znaczenie?

Uważam, że tak. Na wakacje we Włoszech można pojechać Matizem, albo Mercedesem Klasy S. Tym i tym dojedziemy, ale komfort będzie nieporównywalny. Tak samo jest ze sprzętem do fotografowania. Oczywiście kluczowym jest zmysł i oko fotografa, ale dobry sprzęt daje wygodę i pewność.

– …nie wyobrażasz sobie pracy bez…?

Bez redakcji. Praca w Trojmiasto.pl daje mi komfort, który obecnie ma niewielu fotoreporterów. To także możliwość spotykania się z zagadnieniami, które dotyczą problemów, z którymi pracując wyłącznie jako fotoreporter nie miałbym styczności.

– No a co w przypadku kiedy masz jakieś zlecenie i wiesz, że przydałby Ci się konkretny aparat/obiektyw/lampa?

To można go wypożyczyć np. w Cyfrowe.rent. Zdarza się, że swój sprzęt trzeba oddać do serwisu, albo realizuje się zlecenia, w których może przydać się coś z poza osobistego zestawu. Skorzystałem z możliwości wypożyczenia sprzętu jadąc fotografować kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy. Są to zlecenia, które wymagają tak dużej intensywności pracy, że nie ma w nich miejsca na problemy, czy braki sprzętowe. Ten problem trzeba sobie zdjąć z głowy w momencie pakowania plecaka, a jeśli czegoś brakuje, to można skorzystać z wypożyczalni. Znam fotografów, choć nie pracują w branży prasowej, którzy już jakiś czas temu uszczuplili do minimum swoje prywatne zestawy fotograficzne i w tej chwili sprzęt prywatny służy im bardziej jako backup na sytuację, gdy nie udałoby się czegoś wypożyczyć. Tłumaczą, że mając z wyprzedzeniem zaplanowane realizację, bardziej opłaca im się wypożyczyć sprzęt, niż kupować, ubezpieczać, serwisować swój zestaw.

– Wiesz, że pojawiasz się na stronie „SJP.pl (słownik języka polskiego)”?

Tak wiem, choć i tak nie ma tam moich ulubionych anegdotek dotyczących mojego nazwiska. Kiedyś fotografowałem detonacje niewybuchu spoczywającego w Zatoce Gdańskiej. Jeden z internautów w komentarzu zauważył, że moje nazwisko idealnie pasuje do tego tematu. Innym razem fotoedytor jednej z gazet popełnił zwyczajną literówkę. „k” i „j” leżą na klawiaturze obok siebie. W moim nazwisku nietrafienie w klawisz robi jednak różnicę (śmiech).

Zobacz inne wywiady na naszym blogu >>

Podziel się.

O Autorze

Skupiam się głównie na reportażu i dokumencie. Doświadczenie zdobywałem pracując dla prasy, klubów, firm czy też klientów indywidualnych. Staram się dzielić swoją pasją poprzez pisanie o niej.

Zostaw komentarz

izmir escort