Czy możliwe jest, aby po kilkunastu latach pracy na systemie Nikona, fotograf sięgnął po inny system? Zdecydowanie tak! Jestem fotografem specjalizującym się w krajobrazie. Przez piętnaście lat fotografowałem na lustrzankach Nikona, mozolnie kompletując obiektywy i wszelkie akcesoria. Niemniej nadszedł czas w mojej karierze, by zrobić kolejny krok technologiczny i zacząć rozglądać się za bezlusterkowcem. I naszła mnie szalona myśl – skoro ta zmiana będzie wiązała się z wymianą praktycznie większości sprzętu, to może sprawdzić inne systemy? Testowałem Sony, myślałem mocno o Nikonach Z… ale może Canon?
Warto być otwartym na zmiany oraz nowości. Zanim jednak wydam grube tysiące na sprzęt, to chciałbym sprawdzić, czy faktycznie da on radę. Dlatego postanowiłem wypożyczyć kompletny zestaw Canona z Cyfrowe.rent i zabrać go ze sobą na krótki jesienny wypad w czeskie Góry Stołowe. A co z tego wynikło? Przeczytajcie sami!
Czas na zmiany – czas na bezlusterkowca!
Ze sprzętem Canona nie miałem nigdy styczności. Nie jestem osobą, która interesuje się nowinkami technicznymi i nie obserwowałem jakie są aktualnie nowości na rynku. Jednak, jeśli fotografia jest ważnym elementem naszego życia, to zdecydowanie warto nadrabiać zaległości technologiczne, które mogą znacząco pomóc usprawnić naszą pracę. I oto nadszedł już czas, aby zastanowić się nad przejściem z lustrzanki na system bez lustra.
Bezlusterkowce na dobre zadomowiły się na rynku, wypierając lustrzanki. Minęło już kilka lat od premiery pierwszych bezluster i wiele problemów tzw. „wieku dziecięcego” zostało wyeliminowanych. Dlatego uznałem, że jest to właściwy moment na zmianę. Decyzja o zmianie jest o tyle poważna, że przejście na aparat bezlusterkowy wymaga praktycznie wymienienie całego sprzętu, również obiektywów czy akcesoriów jak akumulatory i filtry.
Oczywiście można podłączyć obiektywy z lustrzanek do bezlusterkowców, wykorzystując odpowiednią przejściówkę, ale niestety to rozwiązanie ma wiele wad, które ostatecznie mogą być dla mnie bardzo uciążliwe przy codziennej pracy. Skoro trzeba wymienić cały sprzęt, to jest to też idealny moment, aby rozważyć przejście na całkowicie nowy system. Może się przecież okazać, że sprzęt od innego producenta bardziej wpasuje się w nasze aktualne potrzeby. Dlatego właśnie postanowiłem to sprawdzić.
Jaki aparat? Jaki obiektyw? Wypożycz przed zakupem!
Zanim jednak zdecydujemy się na wydatek rzędu kilkunastu, lub nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych, to przed zakupem warto przetestować wybrany sprzęt w akcji. Dlatego gorąco zachęcam, aby skorzystać z wypożyczalni sprzętu i sprawdzić wybrany zestaw przez kilka dni. Da nam to pewność, czy to na pewno dobry wybór dla nas. Czy dobrze czujemy sprzęt, czy daje nam zadowalającą jakość i czy nie ma nieprzewidzianych przez nas wad? Moją przygodę z Canonem rozpocząłem od wypożyczenia sprzętu w Cyfrowe.rent. Dodatkowo mega profesjonalna obsługa pomogła mi w wyborze zestawu dopasowanego do moich potrzeb. Dzięki chłopaki!
…a trzeba przyznać, że jest z czego wybierać! W stajni Canona mamy ogromny wybór aparatów i jeszcze większy wybór obiektywów. Łatwo się w tym wszystkim pogubić. Po zasięgnięciu cennej opinii od ekspertów zdecydowałem się przetestować model Canon EOS R5, który parametrami idealnie wpasowuje się w moje potrzeby jako fotografa krajobrazowego. Jednak samym aparatem fotograf zdjęć nie zrobi. Równie ważna (a nawet i ważniejsza) jest optyka. Do testów wybrałem kilka obiektywów: Canon RF 15-35 mm f/2.8 L, Canon RF 24-70 mm f/2.8 L oraz portretowy Canon RF 85 mm f/1.2 L.
Pierwsze wrażenia Nikoniarza z Canonem
Gdy pierwszy raz wziąłem do ręki Canona EOS R5 zaskoczyła mnie ergonomia korzystania z aparatu. Ze względu na mocne przyzwyczajenie do dużych i ciężkich aparatów (Nikon D800 oraz Nikon D850 to niezłe kobyły) obawiałem się, że lżejszy korpus nie będzie leżał dobrze w ręku. Tu było moje pierwsze pozytywne zaskoczenie. Lekki Canon świetnie leżał w dłoni!
O dziwo, mimo przyzwyczajenia do układu przycisków w systemie Nikona, nie miałem większych problemów z odnalezieniem się w klawiszologii Canona! Przyznaje, że to czego zawsze zazdrościłem posiadaczom Canonów to tylny rotator. Przeglądanie zdjęć obracając pokrętło, jest niesamowicie wygodne i przyjemne. Uwielbiam to rozwiązanie!
Jedną z rzeczy, do której było mi bardzo ciężko się przyzwyczaić, jest włącznik aparatu znajdujący się po lewej stronie korpusu. Jestem zdecydowanym zwolennikiem włącznika po prawej stronie zaraz przy spuście migawki – co pozwala na szybkie włączenie aparatu jedną ręką. Czasem znajduję się w sytuacji, gdy lewa ręką jest zajęta (np. trzymaniem się skały, trzymaniem kijków trekkingowych itp.) i wtedy szybkie włączenie aparatu jedną dłonią jest dość mocno utrudnione. Mimo to pierwsze wrażenie z użytkowania aparatu były naprawdę bardzo pozytywne. Jednak prawdziwy „game changer” miałem dopiero odkryć przy testowaniu sprzętu w plenerze…
Obawy przed wizjerem…
Jedną z głównych moich obiekcji i obaw dotyczących bezlusterkowców zawsze był elektroniczny wizjer. Bardzo dobrze pamiętam moje mało przyjemne odczucia, gdy kilka lat temu wziąłem do ręki jeden z pierwszych modeli bezlusterkowców. Obraz w wizjerze był bardzo słabej jakości oraz charakteryzował się dość mocnym i zauważalnym opóźnieniem. Miałem poczucie dużej bariery między mną a fotografowaną scenerią. Niezwykle sobie cenię lustrzanki za to, że patrząc przez wizjer, nie czułem żadnej bariery i z przyjemnością obserwowałem świat przez aparat.
Muszę przyznać, że pod tym względem Canon R5 jest rewelacyjny! Jakość wyświetlanych detali w wizjerze oraz płynność wyświetlacza jest na super wysokim poziomie. W ogóle nie czułem tej nieprzyjemnej bariery, której doświadczyłem przed laty. Dodatkowo, zachwyciłem się tylnym ekranem. Jakość, kolorystyka i kontrast wyświetlanych zdjęć jest po prostu fenomenalna!
Prawdziwy „game changer”
Największym dla mnie game changerem jest autofokus. Obecnie praktycznie w 99% sytuacji fotografuję patrząc przez wizjer. Dopiero biorąc do ręki Canona R5 uświadomiłem sobie, z czego to wynika. Głównym powodem jest bardzo słaba praca autofokusa w trybie Live View w moim aktualnym aparacie. Czas łapania ostrości jest znacząco wydłużony, a jego skuteczność też często pozostawia wiele do życzenia… Można powiedzieć, że bezlusterkowce cały czas pracują w Live View, ale inżynierowie Canona zrobili naprawdę niesamowitą robotę i ten autofocus jest genialny – szybki i super celny!
Poczułem ogromną wolność w fotografowaniu. Bardzo często znajduję się w pozycji, która uniemożliwia lub mocno ogranicza fotografowanie przez wizjer. Kreatywna kompozycja nierzadko wymaga umiejscowienia aparatu nisko nad ziemią albo bardzo wysoko nad głową. Dlatego dobrze działający autofokus i obracany dotykowy ekran są na wagę złota. Właśnie! Niezwykle sobie cenię możliwość obrócenia ekranu w każdym kierunku. Na moim aktualnym aparacie można jedynie pochylić ekran.
Jest to przydatne głównie, gdy fotografujemy w poziomie. Jednakże schody zaczynają się, gdy chcemy sfotografować kadr w pionie, albo mamy ograniczoną możliwość stanąć za aparatem (np. musimy wychylić aparat nad przepaść). Natomiast obracany we wszystkie strony ekran w Canonie R5 dał mi pełną swobodę działania, której mi od dawna brakowało. Zarówno przy wszelkich kadrach poziomych, jak i pionowych.
Canon łączy!
Na sam koniec nie sposób wspomnieć o jednej bardzo przydatnej funkcji, która jest dla mnie ważna, a niestety dość uboga w lustrzankach. Mianowicie możliwość połączenia aparatu z telefonem. Dotychczas ta funkcjonalność nie była przeze mnie wykorzystywana ze względu na bardzo duże problemy połączeniowe. Niestety, ale aplikacja Nikona bardzo słabo działała, aparat często się rozłączał i dodatkowo wiele funkcji nie było dostępnych z poziomu telefonu. Tutaj ponownie Canon R5 mnie pozytywnie zaskoczył jego bezproblemowym łączeniem się z telefonem za pomocą aplikacji Canon Camera Connect.
Posiadanie bezpośredniego podglądu widoku z aparatu na telefonie bardzo często się przydaje, gdy chcemy np. sami zapozować sobie do zdjęcia. W moim przypadku stosuję to często w zdjęciach z tzw. sztafażem, czyli dodaniem postaci do zdjęcia krajobrazowego. Taka postać dodatkowo urozmaica zdjęcie oraz pokazuje skalę krajobrazu. Nierzadko sam pozuję do zdjęć, szczególnie gdy wyruszam samotnie w plener i nie mam kogo poprosić o zapozowanie. Mając podgląd na bieżąco na telefonie, bardzo mi ułatwia tworzenie takiego typu zdjęć.
Kilka słów o obiektywach
Przejdźmy teraz do obiektywów, bo i tutaj znalazło się kilka zaskoczeń. Jako fotograf krajobrazowy najczęściej sięgam po obiektywy szerokokątne. W codziennej pracy najczęściej korzystam z Nikkora 14-24mm f/2.8 oraz Nikkora 24-70mm f/2.8. Dlatego bardzo mi zależało na przetestowaniu odpowiedników tych obiektywów ze stajni Canona. W kategorii obiektywów szerokokątnych mamy do wyboru sporo modeli, bo aż cztery: Canon RF 15-35 mm f/2.8L, Canon RF 14-35 mm f/4L, Canon RF 15-30 mm f/4,5-6.3 oraz stałeczkę Canon RF 16 mm f/2.8. Nieźle!
Z wymienionych obiektywów zdecydowałem się na Canona RF 15-35 mm f/2.8, choć mocno myślałem też o Canonie RF 14-35 f/4L. Kosztem odrobinę szerszej ogniskowej (14 mm) dostaję jasność obiektywu f/2.8, a to się bardzo przydaje przy fotografii nocnego nieba, np. gwiazd lub zorzy polarnej. Muszę przyznać, że taki przedział ogniskowej w szerokokątnym obiektywie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Dlaczego? W tym obiektywie dostaję dodatkowy zakres w przedziale 24-35mm, na których bardzo często pracuje. Korzystając z obiektywu 14-24mm powoduje to, że często muszę go przepinać na 24-70mm, aby uchwycić trochę węższy kadr. A jak wiadomo częsta zmiana obiektywu jest męcząca…
Teraz posiadając w jednym obiektywie zakres 15-35 mm znacznie rzadziej korzystałem z 24-70 mm. Używałem go tylko wtedy, gdy potrzebowałem już większego zbliżenia. Dodatkowo brak wypukłej soczewki pozwala na stosowanie normalnych kołowych filtrów oraz znacznie mniejszych filtrów połówkowych. A to wszystko powoduje, że w plecaku jest mniej sprzętu, który całościowo mniej waży. Same plusy!
Przy wypożyczaniu sprzętu sięgnąłem też po obiektyw Canon RF 85 mm f/1.2. Można się zastanawiać, po co fotografowi krajobrazowemu w plecaku takie szkło? Nie samymi krajobrazami człowiek żyje i od bardzo dawna chciałem przetestować ten obiektyw. Dużo o nim słyszałem i bardzo chciałem zobaczyć jego plastykę przy portretach. Po pierwszym teście, ze zdziwieniem muszę przyznać, że przepadłem. Ta plastyka oraz rozmycie tła jest fenomenalne! Aż zacząłem trochę żałować, że nie robię portretów, bo bym z chęcią kupił taki obiektyw! Może muszę zacząć je robić?!
Podsumowanie – nie taki Canon straszny jak go (nikoniarze) malują
Sięgnięcie po sprzęt Canona po tylu latach fotografowania na Nikonie może na początku brzmieć jak szaleństwo, (szczególnie biorąc pod uwagę tę fikcyjną wojnę między systemami). Rozpoczęcie korzystania z całkowicie nowego systemu zdecydowanie jest dużym wyjściem ze strefy komfortu. Wymaga nauczenia się na nowo obsługi aparatu oraz przyzwyczajenia się do wielu podstawowych rzeczy np. rozłożenia przycisków, co może być na początku bardzo frustrujące. Jednakże otworzenie się na nowe rozwiązania pozwala na wprowadzenie świeżości i nowego standardu w swojej pracy.
Tydzień obcowania z całkowicie nowym systemem to zdecydowanie za mało, aby poznać wszystkie funkcje w aparacie. Jednakże ten eksperyment był naprawdę wyjątkowym wydarzeniem. Te kilka dni wystarczyło, aby poczuć aparat i przywiązać się do niektórych (genialnych) rozwiązań. Teraz niełatwo będzie wrócić do mojej starej lustrzanki… Coś czuję, że nie będzie to ostatni raz, kiedy trzymałem w ręku Canona.
4 komentarze
Fajnie byłoby teraz wziąć na testy Z8 z podobnymi obiektywami Z-mount. Wydaje mi się, że do tego typu fotografii Nikon jest stworzony, taki bardziej solidny w budowie, można fotografować w minusowych temperaturach (Canon i jego zakres od 0°C w instrukcji użytkowania). Poza tym obiektywy Nikkor Z b. dobre jak nie lepsze i na pewno tańsze. Jakkolwiek warto porównać drugi system Nikona przed ostatecznym wyborem, bo efekt „WOW”może być równie zauważalny.
„na pewno tańsze” – nieco ponad rok temu zrobiłem porównanie cen podobnej klasy obiektywów w każdym systemie… Nikon Z wypadł najdrożej, a Canon RF najtaniej: https://blog.cyfrowe.pl/obiektywy-canon-rf-sa-drogie-obalamy-mit/
Zajrzałem do tego porównania i jest ono bardzo niemiarodajne. Nikon ma droższe stałki 35/50/85, ale i ich jakość jest zauważalnie lepsza niż canona – optycznie i mechanicznie (no może poza jakością wykonania 85). wszystkie obiektywy zmiennoogniskowe w zestawieniu są tańsze w Nikonie, podobnie jak i 50 mm f/1.2.
Niemiarodajny? Piszę o tym w tamtym teście, że nie da się porównać 1:1. Jednak mówimy o cenach, zwracam uwagę tam na ten parametr. Pisanie, że Canon jest najdroższy… no jak widać – niekoniecznie. Bo używając tego samego argumentu można powiedzieć, że zmiennoogniskowe obiektywy Canona są zauważalnie lepsze niż Nikona (m.in. ze względu na wagę, stabilizację, itd.).