Arktyczny chłód. Żar lejący się z nieba. Porywisty wiatr. Wilgoć i susza oraz najgorsze… wnętrze mojej torby fotograficznej. Przez ponad pół roku testowałem filtry Marumi i muszę przyznać, że nie były to łatwe testy. Jestem fotoreporterem prasowym i w tej robocie czasem liczą się sekundy – dlatego też nie używam dekielków do obiektywów. Ich rolę przejmują w moim przypadku filtry UV, które… dość często muszę zmieniać. Zdarza się, że jakiś zbiję, lub jest już w tak złym stanie, że wpływa na jakość zdjęć.
No, ale właśnie – czy warto inwestować w drogie filtry UV? Czym różnią się od filtrów z napisem „Protector” i jakie właściwie różnice są pomiędzy różnymi seriami? Żeby się o tym przekonać wziąłem pięć różnych filtrów na dłuuuugie testy w prawdziwym świecie!
Czy w ogóle warto używać filtra jako ochrony?
Chciałbym pominąć dyskusję o tym, czy stosować, czy nie stosować filtrów – bo w moim przypadku wybór ten jest niesamowicie prosty. Jednak wiem też, że znajdzie się grupa ekspertów, która po przeczytaniu tytułu już zdąży napisać komentarz o tym, że filtry ochronne są niepotrzebne…
Mi są, bo podczas zleceń nie mam czasu zakładać dekielków więc mogę używać filtra albo mieć porysowane przednie soczewki. Wymiana filtra zamknie się w maksymalnie kilkuset złotych, a ewentualna wymiana przedniej soczewki raczej liczona będzie w tysiącach. Sam więc mogę polecić jednak ich używanie…
Po co tak właściwie używać filtra UV?
Najpierw cofnijmy się jednak trochę w czasie… dawno, dawno temu, za górami, za lasami, ludzie używali aparatów analogowych, których materiały światłoczułe (popularnie nazywane kliszami), nie były odporne na promienie ultra fioletowe, które nazywane są inaczej promieniami UV. Powodowało ono, że zdjęcia były mniej przejrzyste i ostre. Dlatego właśnie wymyślono dodatkowe filtry, które odcinały te fale, a przy okazji chroniły przednią soczewkę przed zarysowaniami.
Jednak z czasem nastała era fotografii cyfrowej i filtr UV trafił na matrycę. Teoretycznie rzecz biorąc, to w tym momencie filtry UV na obiektywy stały się zbędne (choć np. w górach, gdzie promieniowanie UV jest wyższe, mogą się wciąż przydać)… Jednak fotografowie dalej ich używali i używają do dziś, i prawdopodobnie będą dalej używać! Dlaczego? Głównie do ochrony przednich soczewek!
Czym się różni „Protector” od filtra UV?
Zakładam, że jeśli szukałeś już kiedyś filtra, to w Twojej głowie pojawiło się też pytanie „czym różni się filtr UV, od filtra typu „Protector?”. Różnica jest dość prosta filtr protekcyjny nie blokuje promieni UV, działa jako ochrona przedniej soczewki. Może mieć warstwy antyrefleksyjne, antyolejowe, antystatyczne, ale nie ma warstw anty UV. Różnią się też często ceną, ale i na przykład wytrzymałością…
To nie jest tylko kawałek szybki!
Jeśli się już decydujemy na jakiś filtr UV to dobrze by było, żeby był to jednak filtr markowy (i od autoryzowanego sprzedawcy, tak by nie naciąć się na podróbkę). Nawet najtańsze UV-ki od dobrego producenta, jak np. Marumi, będą tysiąc razy lepsze niż te szyby niewiadomego pochodzenia. Dlaczego? Nawet te tańsze serie filtrów uznanych producentów to coś więcej niż kawałek szybki!
Wielokrotnie, na grupach i forach, spotkałem się ze stwierdzeniem, że nie ma znaczenia jaki filtr kupimy bo „to tylko kawałek szybki”… nic bardziej mylnego! Nad powstaniem takiego filtra do ochrony pracują często dość duże grupy dobrze wykształconych inżynierów. Choć mocno niedoceniane, to te „szybki” są bardzo złożone i skonstruowane tak by nie powodowały żadnych zafarbów, blików i innych zjawisk pogodowych, przepuszczały maksymalną ilość światła, a do tego wszystkiego jeszcze łatwo się czyściły!
Podróbki i filtry marki 灌木
Tu niestety trzeba zrobić małą dygresję. Niby to oczywiste, a chyba jednak warto powiedzieć… Jeśli ktoś bardzo chce, to oczywiście znajdzie filtr, który będzie zwykłym kawałkiem szybki. Takie modele są szczególnie popularne na azjatyckich portalach sprzedażowych. Kosztują mniej niż… woda mineralna na stacji benzynowej. Jak widać po ilości sprzedanych sztuk – są naprawdę szalenie popularne, jednak to droga donikąd. Bo pomijając już fakt, że taki filtr ma bardzo słabą przepuszczalność światła (przez co spadnie i jakość zdjęć, ale i może obniżyć się sprawność autofocusa), może powodować dodatkowe refleksy i niepożądane duszki…
Równie dobrze moglibyśmy wyciąć kawałek szyby ze szklarni i umieścić go przed soczewką obiektywu. Jednak, co gorsza, nie będzie dobrze chronić obiektywu, a w razie jego uszkodzenia jest wysokie prawdopodobieństwo, że odłamki wbiją się w szkło soczewki (a nawet w naszą rękę).
Różnice pomiędzy seriami – który filtr najlepiej wybrać?
Jak różne filtry ochronne sprawdziły się w tym teście?
Dość teorii, czas na praktykę! Wybór filtra do ochrony może mieć kolosalne znaczenie zarówno dla jakości zdjęć i filmów, jak i ochrony obiektywu – jednak jak w tym gąszczu ofert wybrać ten właściwy? Sam miałem ten problem… Bo wiedziałem, że jeśli zakładać jakiś filtr, to musi być to filtr dobry. Bo dobry, albo żaden! Nie ma sensu psuć sobie jakości i ostrości obrazka obiektywu, tak jak nie ma sensu pakować instalacji gazowej do samochodu elektrycznego.
Co testuję?
Przez lata używałem filtrów ochronnych różnych producentów. Jedne wypadały lepiej, inne gorzej… Jednak nigdy nie miałem porównania różnych serii od jednego producenta i tego jak faktycznie się zachowują i czy są pomiędzy nimi jakieś różnice… Sumarycznie najlepsze doświadczenia miałem z filtrami od Marumi i dlatego też zamówiłem paczkę pięciu różnych filtrów od tego producenta.
Co znalazło się w tej paczce? Podstawowy i najtańszy Marumi Fit+Slim UV, nieco drożsi bracia z serii DHG Super z czego jeden ma UV, a drugi jest z oznaczeniem Protector. Wisienką na tym torcie są dwaj przedstawiciele serii Marumi Exus – czyli Exus UV i najdroższy z całej stawki Exus Solid. Czyli praktycznie cały przekrój z oferty Japończyków (poza zwykłą serią DHG – nie starczyło mi obiektywów żeby jeszcze ją sprawdzać). Rozbijmy je może na czynniki pierwsze!
Marumi Fit+Slim UV
Dość podstawowa seria filtrów UV, która w niskiej cenie oferuje i tak całkiem sporo… Producent daje tu odcięcie fal UV, wielowarstwowe powłoki antyrefleksyjne, ultra cienką matową ramkę. Ważniejsze jednak jak sprawdził się w praktyce, prawda? Trzeba przyznać, że po wyjęciu z pudełka robi dobre wrażenie, ale bez tzw. „szału”.
Wszystko działa, nie zauważyłem jakiegoś drastycznie negatywnego wpływu na obrazek, jednak filtr ochronny ten dość szybko złapał drobne ryski. Czy one wpłynęły jakoś na obrazek? Nie. Warto mieć to na uwadze przy zakupie. Komu mogę polecić te serię? Głównie amatorom, którzy używają raczej tańszych obiektywów i nie pracują w super ciężkich warunkach. Spełnia swoją rolę, ale nic poza tym… Zaraz, przy innych filtrach, wyjaśnię Ci lepiej o co chodzi.
Marumi DHG Super UV vs Protector
Celowo wybrałem dwa filtry o bardzo podobnej specyfikacji, żeby zobaczyć, czy zobaczę różnicę. Oba posiadają cienką, matową ramkę z dodatkowym żłobieniem, które ułatwia ich odkręcanie. Oba czyszczą się zdecydowanie łatwiej niż wspominane wcześniej Fit+Slim, a to za sprawą powłoki antyolejowej i hydrofobowej! Co ważne dla jakości zdjęć, to fakt, że oba te filtry mają wyczernione rogi szkła, czego też nie było w tańszej serii.
Jakie są więc różnice między nimi? Wersja DHG Super UV, w przeciwieństwie do wersji DHG Super Lens Protect, ma… powłokę anty UV. Tylko tyle. Różnią się też oczywiście ceną, ale kluczową różnicą jest tu właśnie odcięcie fal UV. W moim przypadku nie miało to żadnego znaczenia i nie zauważyłem absolutnie żadnych różnic w ich użyciu, ale jeśli np. fotografujesz w górach to lepiej jest wziąć wersję z UV.
Po testach mogę powiedzieć, że… to bardzo dobrze wycenione filtry. Oferują świetną jakość i masę przydatnych rozwiązań w dość atrakcyjnej cenie. Myślę, że spełnią oczekiwania naprawdę wielu użytkowników i myślę tu nie tylko o amatorach, ale i o nawet tych bardziej zaawansowanych, czy wręcz profesjonalnych fotografach. Filtry te świetnie chronią obiektyw i po ponad pół roku nie zaobserwowałem na nich żadnych, nawet najmniejszych rys! Nie miały też żadnego wpływu na zdjęcia – czy też działanie aparatów. Jedyne co mnie trochę irytuje to to, że przy czyszczeniu słychać coś w rodzaju chrobotania / klikania… Jednak mimo to, muszę przyznać, że stosunek ceny do jakości jest tu naprawdę na bardzo wysokim poziomie.
Marumi Exus i Marumi Exus Solid
No i właśnie, czy warto dopłacać do topowej serii Exus? Z nich miałem zarówno Marumi Exus UV, jak i absolutnie najwyższy model jakim jest Marumi Exus Lens Protect Solid. Te filtry zamocowałem odpowiednio na Canonie 24-70 2.8L i Canonie 70-200 2.8L IS II – czyli dwóch obiektywach, z których najczęściej korzystam w pracy. Nie będę ukrywać, że tych dwóch filtrów byłem szczególnie ciekawy. No a moje największe zainteresowanie wzbudzał Exusa Solid… dlaczego?
Bo moje 70-200 2.8 przeżyło już naprawdę sporo filtrów, zarówno tych tańszych, jak i droższych. Waga tego szkła (ok 1,5kg) sprawia, że dość łatwo o uszkodzenia. Kiedyś jeden filtr pękł, kiedy położyłem obiektyw do dołu. Exus Solid według producenta oferuje aż siedmiokrotnie większą wytrzymałość od innych filtrów protekcyjnych. To zdecydowanie jeden z najbardziej wytrzymałych, o ile nie najwytrzymalszy, filtr na rynku i nie ma on co prawda odcięcia fal UV, ale nie jest mi to potrzebne… kluczem jest tu wytrzymałość! Bo jest też Exus UV i również ma być wytrzymalszy od innych filtrów, ale nie chodzi w tej samej kategorii co Exus Solid.
Oczywiście filtry te oferują praktycznie wszystko co niższe serie, ale co ważne to to, że prócz hydrofobowej i antyolejowej, mają również warstwę antystatyczną. Czy działa? Noszę obiektywy w sakwach, które zdecydowanie nie są sterylną przestrzenią i w porównaniu do DHG, czy Slim+Fit widać, że serię Exus znacznie łatwiej oczyścić z kurzu. Jednak jest tu i kilka różnic… Exus UV posiada bardzo niski współczynnik odbicia na poziomie poniżej 0.3%, a Exus Solid poniżej 0.2% – i parametr ten nie jest podawany przy niższych seriach. Exus UV posiada specjalnie zaprojektowaną ramę, która ma blokować boczne światło i, co ciekawe, nie ma tego Exus Solid – jednak będąc zupełnie szczerym… nie zauważyłem żadnej różnicy pomiędzy nimi.
Jak te filtry wyglądają po ponad pół roku używania? Nie można powiedzieć, że rys nie ma… bo są i to nawet całkiem sporo – szczególnie na Exusie Solid. Jednak jeśli wziąć pod uwagę okoliczności… czyli m.in. to, że „oberwał” na żużlu, to można przymknąć nieco oko na te drobne ryski. Filtr ten zdecydowanie miał najtrudniejszą misję. Samo to, że wytrzymał tyle czasu i takie traktowanie, jest moim zdaniem wielkim sukcesem. Ogromnym sukcesem! W przeciągu roku potrafiłem zmieniać filtry nawet 3 razy. No a gdyby jakiś poprzedni dostał kamieniem… raczej sobie tego nie wyobrażam. Więc z jednej strony jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony, z drugiej ten filtr kosztuje tyle, że gdyby pękł to byłbym bardzo rozczarowany.
Jednak czy Exus UV okazał się być gorszy? Pracował z Canonem 24-70, którego zdecydowanie używam najwięcej (nawet więcej niż 70-200) i… nie znalazłem na nim ani jednej rysy. To mnie trochę zdziwiło. Fakt, nie dostał kamieniem, ale przy tej intensywności naprawdę liczyłem, że pojawią się na nim rysy! No a tu nic! Chyba mam swojego zwycięzcę!
Więc jaki filtr ochronny kupić?
No i czas na podsumowanie, a w gruncie rzeczy to odpowiedź na najważniejsze pytanie – czyli to jaki filtr ochronny powinieneś kupić? Moim zdaniem… najlepszy, na jaki Cię stać! Bo to inwestycja, która się zwróci. Jeśli więc kupujesz super drogi obiektyw, to nie warto do niego dobierać najtańszego filtra – trochę tak jakby do limitowanego Ferrari kupować chińskie opony…
Warto wybrać dobrą serię, bo różnią się one między sobą! Różnią się użytymi technologiami, antyrefleksami, antystatyką, powłokami antyolejowymi, czy samą wytrzymałością. Też kiedyś myślałem, że to marketingowa ściema, a „szybka, to szybka”, ale ten test pokazał mi jak bardzo się myliłem!
2 komentarze
Ok, a co szczególnego ma seria Brass Pro- bo taki ostatnio wpadł mi w ręce ?
To bardziej edycja niż seria. Brass Pro mają (lepszy) mosiężny gwint.