Pasek do aparatu to na pierwszy rzut oka najbardziej banalny temat. Cóż można w tym temacie wielkiego wymyślić? Mi pasek do aparatu przeszkadzał od kiedy pamiętam, wolałem korzystać z aparatu bez paska, a potem inwestowałem w dużo różnego rodzaju alternatywne paski, uprzęże czy szelki. Mam wrażenie jednak, że nareszcie udało mi się znaleźć idealne rozwiązanie. Peak Design Slide, Slide Lite czy Leash? Czym się różnią i dlaczego warto wydać na nie swoje pieniądze?
Sprawdź ofertę pasków Peak Design w sklepie Cyfrowe.pl >>
Jak to się zaczęło?
Pierwszą rewolucją były u mnie paski boczne, które dzięki odpowiednio zamontowanemu karabińczykowi pozwalały na przesuwanie aparatu bez przesuwania paska. Były świetnym rozwiązaniem, jeśli nie miałeś torby. Jakakolwiek torba przecinała pasek i już robiła problem. Gdy chciałem odsunąć aparat od twarzy by zrobić zdjęcie z dołu albo z góry musiałem go odpinać od karabińczyka. W mojej pracy, gdzie liczy się czas nie było to ani łatwe, ani szybkie.
Kolejną ewolucją tego paska był pasek podwójny, który pozwalał na mocowanie dwóch aparatów na jednej uprzęży. Mogłem bez większego problemu używać „stałek” (obiektywów stałoogniskowych) na dwóch aparatach i nie przełączać w kółko obiektywów. Torba w tym przypadku przeszkadzała jeszcze bardziej a na sesjach i tak używałem tylko pojedynczego.
Jeden co zmienił wszystko
Wszystko zmieniło się, kiedy kupiłem obiektyw RF 28-70 f2.0. Pozwolił mi na korzystanie z jednego aparatu, do którego podpięty mam właściwie worek stałek. Od razu wiedziałem, że tak chce pracować przy reportażach. Robię więcej dobrych i odpowiednio skadrowanych zdjęć, bez żadnych kompromisów. Wadą jest to, że to czołg nie obiektyw i po pierwsze nigdy nie złapię balansu na dwa paski z żadnym innym obiektywem (no może 70-200, ale jego używam sporadycznie) i tak naprawdę tego nie potrzebuję. Pojedynczy pasek boczny też mi nie odpowiada, bo aparat dynda i obija się o wszystko. Karabińczyk jest skonstruowany tak, że aparat kręci się wokół własnej osi i nigdy nie wiem w jakiej pozycji go zastanę.
Zalety pasków do aparatu Peak Design
Możesz sobie wyobrazić jak wielkie było moje szczęście, kiedy odkryłem paski firmy Peak Design. Po pierwsze mogę je nosić jak zwykły pasek wyżej lub niżej, zmieniając pozycję jednym kliknięciem. Po drugie mogę je nosić na boku tak samo jak przy wcześniejszym pasku bocznym. Mocuję go normalnie lub jeden z uchwytów może być pod aparatem zamocowany w uchwyt statywowy. Powoduje to, że rękojeść aparatu jest zawsze pod ręką. Aparat przylega sztywno do ciała, nie zmieniając pozycji.
Budowa
Materiał, z którego wykonany został pasek, jest bardzo wysokiej jakości oraz bardzo przyjemny dla oka. Najważniejsze jednak jest to, że pasek z jednej strony jest śliski i z łatwością przesuwa się po ubraniu, niezależnie od tego co masz na sobie. Z drogiej strony jest gumowany co powoduje, że się nie przesuwa. Od Ciebie zależy, jak go nosisz.
Paski zakończone są eleganckimi skórzanymi uchwytami na anchor links, co pozwala na odpinanie i zapinanie ich, kiedy tylko chcesz. Takie kotwiczki to dla mnie idealne rozwiązanie, z którego korzystam od wielu lat, bo nienawidzę mieć przy aparacie paska, który w danym momencie tylko mi przeszkadza. Odpięcie standardowego paska potrafi zająć sporo czasu, a tutaj w ciągu sekundy jest po wszystkim.
Ostatnim istotnym elementem jest klamra pozwalająca na wydłużenie lub skrócenie paska jednym ruchem ręki, dzięki czemu bardzo szybko możemy przenieść aparat z przodu na bok.
Czym różnią się paski Peak Design?
Główną różnicą między paskami jest ich szerokość. Poza tym Pasek Peak Design SLIDE, czyli najszerszy z nich, w środkowej części jest pogrubiony, tak by mniej wpijać się w szyję lub ramię. To świetne rozwiązanie, jeśli długo zamierzamy mieć na szyi ciężki aparat, ale mniej wygodne w transporcie i przy pakowaniu, bo jest w tym miejscu sztywny. Drugi z pasków SLIDE LITE rozwiązuje problem poprzedniego paska, bo jest miękki po całości i troszkę węższy. Poza tym jest właściwie taki sam.
Moje największe zaskoczenie!
Największym zaskoczeniem dla mnie był ostatni pasek Peak Design LEASH. Na początku zupełnie go zignorowałem, a okazało się, że to chyba pasek najlepszy dla mnie.
Po pierwsze mieści się w kieszeni spodni bądź w malutkiej kieszonce torby. Po drugie najmniej wbijał się w kark mimo braku zmiękczających gąbek, a po trzecie zawleczka do wydłużania paska też jest bardziej komfortowa niż się wydaje. Po czwarte tak jak reszta potrafi unieść… uwaga… 90 kilogramów. Jak mam być szczery, to ten pasek jest moim faworytem.
Detale jak u Peak Design
W zestawie z paskami dostajesz uchwyt do gwintu statywowego, żeby móc zamocować jeden koniec paska od dołu (do gwintu statywowego). W komplecie są też 4 anchor links, które właśnie potrafią owe 90 kg unieść. Jedną z kotwiczek możesz też podpiąć pod płytkę Capture Pro, czyli wszystko tej marki pięknie się łączy i ze sobą wpółpracuje. Stosując to rozwiązanie, nie musisz za każdym razem odkręcać płytki, żeby przykręcić uchwyt. Oczywiście w zestawie jest imbus oraz elegancki woreczek na te wszystkie dodatki.
Podsumowując
Paski Peak Design pozwalają mi nosić aparat, tak jak aktualnie mam ochotę. Na reportażach najczęściej z przodu, na sesjach najczęściej z boku. Jednym szybkim ruchem mogę to zmienić. Do wyboru jest opcja szara oraz czarna. Możesz również wybrać szerokość paska.
Nadal lubię mieć pod ręką dwa aparaty, ale dzisiaj rozwiązuję to tak, że jeden mam na szyi, a drugi podpięty do mojego Everyday Messengera dzięki Capture Pro. Takie rozwiązanie pozwala mi sięgać po niego, kiedy tylko jest potrzebny.
Warto również na koniec wspomnieć, że wszystkie produkty Peak Design objęte są dożywotnią gwarancją, co sprawia, że zdecydowanie warto wydać na nie swoje pieniądze.
Zobacz test plecaków Peak Design >>
2 komentarze
Dobry materiał!
Polecam sprawdzić też pasek z korka od firmy Szelma. Miło się zaskoczyłem – żadnych otarć na szyi i mięciutki materiał :D