Po usłyszeniu frazy „fotografia przyrodnicza” większość z nas będzie miała przed oczami czatownię lub fotografa w stroju moro z wielkim obiektywem. Do wspomnianego tematu można podejść zupełnie inaczej, zastanawiasz się jak? Odpowiedź jest prosta – zdalnie!
Dwie strony fotografii przyrody
Fotografię przyrodniczą można podzielić na dwie główne kategorie – fotografię krajobrazu i zwierząt. Stosowanie zdalnego wyzwalania i obiektywów o uniwersalnym zakresie ogniskowych (np. Sigma 17-50/2.8, 24-70) lub szerokokątnych w fotografii krajobrazu jest niezwykle popularne. Weźmy na tapetę przykładowe zdjęcie.
Mimo że bardzo atrakcyjne wizualnie (aż ochota bierze, aby wybrać się na brzeg morza), to odnoszę wrażenie, że widziałem już bardzo podobne. Moim zdaniem znacznie ciekawsze jest wykorzystanie wspomnianych „słoików” do fotografowania dzikiej przyrody.
Zdalne wyzwalanie i jego zalety
Wydaje mi się, że zaletą, która najbardziej może Cię zachęcić do fotografowania przyrody przy pomocy zdalnego wyzwalania jest kwestia finansowa. Teleobiektywy, zwłaszcza te „długie” z ogniskową między 400-600 mm, mają dość ograniczone zastosowanie, a przy tym są duże, ciężkie i nie ukrywajmy drogie. Korzystając ze sprzętu do zdalnego wyzwalania można wykorzystać wspomniane „uniwersalne” obiektywy, które posiada wielu fotografów niezależnie od stopnia zaawansowania. Druga zaleta jest stricte fotograficzna – tego typu zdjęcia są naprawdę rzadkie, aby się o tym przekonać wystarczy, że wpiszesz w wyszukiwarkę grafiki frazę „wildlife” i zobaczysz, że większość zdjęć będzie wykonana długimi, jasnymi teleobiektywami. Warto z tym zerwać i ruszyć inną drogą.
Klasyczne zdjęcie przyrodnicze wygląda mniej – więcej tak:
Wąski kąt, płytka głębia ostrości, nie mówię, że to źle, ale w kontekście fotografii zwierząt brzmi trochę jak „Martini wstrząśnięte, niezmieszane” – klasyka jakich mało, a można przyrodę pokazać w nieco inny sposób:
Prawda, że takie zdjęcie wygląda ciekawiej? Moim zdaniem zdecydowanie, a przy okazji pokazuje środowisko życia danego zwierzęcia.
Wężykiem czy pilotem? Oto jest pytanie
Akcesoriów do zdalnego wyzwalania jest trochę na rynku. Zacznę nietypowo, bo od smartfonów – od paru lat coraz popularniejsze jest wyposażanie aparatów w moduł Wi-Fi , który pozwala na połączenie z telefonem i fotografowanie podobnie jak w trybie Live View. Ogromną zaletą takiego rozwiązania jest możliwość zobaczenia kadru na ekranie telefonu. Pozostałe omawiane rozwiązania nie zapewniają nam tego, poza tym, telefon mamy praktycznie zawsze przy sobie.
Do bardziej klasycznych rozwiązań można zaliczyć wężyki spustowe, które łączą się z aparatem kablem. Ich zaletą jest atrakcyjna cena, natomiast wadą wspomniany przewód, który nawet jeśli będzie długi (a odległość, z której będzie trzeba wyzwalać migawkę jest znaczna) to nie zagwarantuje komfortu. W drugiej kategorii są piloty IR wykorzystujące podczerwień. Podobnie jak wężyki świetnie nadadzą się do fotografii krajobrazu, ale pamiętajmy, że działają jak pilot do telewizora – muszą być skierowane w stronę czujnika, który (nie)stety znajduje się na froncie aparatu.
W końcu przechodzimy do urządzenia, które w przypadku fotografii dzikiej przyrody sprawdzi się moim zdaniem najlepiej – pilot wykorzystujący fale radiowe 2.4 GHz. Osobiście korzystam z zestawu Phottix Plato. Jego najważniejszą zaletą (która deklasuje wężyki spustowe) jest zasięg – 100 metrów w dowolną stronę. Możesz zostawić aparat w jednym miejscu, zaszyć się w drugim i czekać na zwierzaki. Dodatkową zaletą jest możliwość wykorzystania w taki sam sposób jak tradycyjny wężyk spustowy, co jest bardzo przydatne jeśli nagle rozładują się baterie w odbiorniku. Serdecznie polecam podobne rozwiązania, na przykład:
Aha, zapomniałbym… pamiętaj, aby po tym wszystkim zabrać aparat do domu. ;)