Sony ZV-E10 II to następca hitowego, taniego Sony ZV-E10. Względem poprzednika zmieniono naprawdę wiele. Cena urosła, nadal jest jednak atrakcyjna. Jak dobry jest aparat do filmowania za mniej niż 5 tys. zł?
Sony ZV-E10 II zadebiutował w lipcu tego roku, 3 lata po premierze aparatu ZV-E10. Jest on kolejnym modelem „vlogowej” serii producenta. Składają się na nią kompaktowy Sony ZV-1, poprzednik testowanego modelu, czyli Sony ZV-E10 oraz pełnoklatkowy Sony ZV-E1.
Wszystkie te modele łączy uproszczona pod względem przycisków konstrukcja, wysokiej klasy wbudowany mikrofon kapsułowy i brak wizjera. Nastawione są one typowo na filmowców.
Z każdym nowym modelem seria się „profesjonalizowała” i powstawały coraz bardziej zaawansowane modele, czego przykładem jest Sony ZV-E10 II. Względem poprzednika aparat znalazł się o półkę wyżej i można go traktować naprawdę poważnie pod kątem bardziej profesjonalnych zastosowań filmowych.
Sony ZV-E10 II – budowa
Już na pierwszy rzut oka widać, że względem poprzednika zmian jest całkiem sporo. Podobnie jak w innych nowych modelach, również tutaj producent postawił na nieco większe wymiary. Aparat jest minimalnie cięższy, choć nadal bardzo lekki. Jest przy tym zauważalnie grubszy i posiada mocniej zarysowany grip.
Zmiany te wiążą się chociażby z faktem zastosowania większego akumulatora NP-FZ100, zamiast małego i wysłużonego NP-FW50. To oznacza, że z poprzednim typem akumulatora producent pożegnał się na dobre i już nie trafi do żadnego nowszego modelu.
Pogrubienie body i mocniejsze zarysowanie skrywającego baterię gripu wpłynęły pozytywnie na wygodę korzystania z aparatu. Lepiej leży w dłoni, jest bardziej masywny i nie wygląda aż tak amatorsko jak poprzednik, a jednocześnie nadal jest kompaktowy.
Sony ZV-E10 II – ergonomia
Jeśli chodzi o przyciski, tutaj producent nie zmienił praktycznie nic. Raptem jedno pokrętło, przełącznik trybu Foto/Film-/S&Q i mocno wyeksponowany przycisk REC. Wszystko zostało na swoim miejscu. Nowością jest natomiast umieszczenie na boku aparatu slotu na karty pamięci, który przeniesiono z miejsca, w którym sąsiadował z baterią. To zdecydowanie wygodniejsze rozwiązanie.
Poza tym bez zmian są również wejścia: słuchawkowe, mikrofonowe, USB-C i micro HDMI. Ogólnie aparat ma wszystko, czego potrzeba do obsługi, ale tylko w zakresie niezbędnego minimum. Jeśli ktoś, tak jak ja, przyzwyczajony jest do ustawiania poszczególnych parametrów przyciskami i pokrętłami, będzie nieco zawiedziony.
Tutaj raczej postawiono na obsługę dotykową. Na ekranie cały czas widoczne są dobrze poszczególne ustawienia, które możemy zmieniać dotykiem. I to ten sposób jest głównym, jeśli chodzi o obsługę tego modelu.
Ekran i wizjer, czyli sprawdzone rozwiązania
Jak już wspomniałem wcześniej, w aparacie nie uświadczymy cyfrowego wizjera. Jego brak zapewne ogranicza koszty produkcji, ale też pozwala zaimplementować bardziej zaawansowany mikrofon. W miejscu zwykle obecnej gorącej stopki mamy bowiem mikrofon kapsułowy.
To rozwiązanie zapewnia nieporównywalnie lepszą jakość dźwięku niż w standardowych wbudowanych mikrofonach i pozwala wręcz na rezygnację z zewnętrznego mikrofonu podłączanego kablem.
Z kolei tam, gdzie w innych modelach serii A6000, czyli podobnej budową, znaleźć można wizjer, tutaj umieszczono gorącą stopkę. Ekran jest obrotowy, co dziś jest podstawą, a przy tym oferuje minimalnie większą rozdzielczość od poprzednika (1,037 mln punktów względem 921 tys.). Jest przy tym w pełni dotykowy. W tej kwestii zmian nie ma zatem wielu, są raczej minimalne.
Wreszcie nowe menu
Co innego w przypadku menu. Tutaj zmieniło się wszystko, bo aparat dostał nowszy design, który stopniowo implementowany jest w kolejnych modelach już od 2020 roku. Sony ZV-E10 już w momencie premiery był nieco przestarzały, tutaj więc „nadgoniono” zaległości – grubsza obudowa, nowa bateria i nowy system menu.
To wszystko zbliża go do innych współczesnych modeli producenta. Nowe menu jest nieporównywalnie lepiej zaprojektowane od poprzedniego, pozwala wszystko łatwiej znaleźć i jest po prostu lepiej dostosowane do współczesnych zastosowań. Przez lata wielu użytkowników miało zastrzeżenia do systemu menu Sony i ten nowy, wprowadzony pierwszy raz w A7S III był odpowiedzią na te negatywne głosy.
Wnętrze aparatu też jest nowe
Zmiany dotknęły nie tylko zewnętrzną część aparatu, ale również, co może ważniejsze, jego serce. Wymieniono bowiem najważniejsze podzespoły. Mamy zatem nową matrycę BSI CMOS o rozdzielczości 26 Mpix – tę samą, co w kamerze Sony FX30.
To zmiana kluczowa. Nowa matryca ma większą rozdzielczość (26 Mpix względem 24 w poprzedniku), lepszą dynamikę tonalną i lepiej sprawdza się w słabym oświetleniu. Nowy jest również procesor, który ją obsługuje.
Sony ZV-E10 II nie jest zatem lekko zmodyfikowanym modelem, który ma wyglądać na nowy, ale jest całkiem nowy. W środku i na zewnątrz. model pozbawiony został przy tym mechanicznej migawki. To sprawia, że robienie nim zdjęć w sztucznym oświetleniu może skutkować flickeringiem. Jednak to aparat stworzony z myślą o filmowcach, a możliwość robienia zdjęć jest w nim po prostu miłym dodatkiem.
Rezygnacja z mechanicznej migawki idzie w parze z ograniczeniem efektu rolling shutter na filmach. Poprzednik mocno cierpiał w tym aspekcie, zwłaszcza w 4K, tutaj udało się to mocno ograniczyć i jest naprawdę nieźle.
Szybki autofokus i ładne zdjęcia
Pod kątem zdjęć aparat wypada nieco lepiej od poprzednika. Większa rozdzielczość i nowa matryca robią swoje. Jeśli się chce, można tym aparatem zarejestrować całkiem ładne kadry. Dużą zmianą jest autofokus. Tutaj również producent postawił na nowy system, który jest nieporównywalnie lepszy.
Oferuje on 759 punktów ostrości i pokrywa 94 proc. kadru. Poprzednik miał ponad 400 punktów i pokrywał ponad 80 proc. kadru. Zmiana jest więc naprawdę istotna i zauważalna. System AF nie odbiega od tego, który znajdziemy w znacznie droższych aparatach. Jest szybki, a przy tym niemal bezbłędny.
Bez problemu śledzi oko, jak i całe postacie ludzkie. Dobrze sprawdza się w trybie ciągłym, co szczególnie ważne podczas filmowania. W czasie pracy nie zauważyłem problemów z tym, by system AF się gubił, z powodzeniem śledził wyznaczone obiekty, co ważne podczas vlogowania i filmowania bez ręcznego ostrzenia.
Również w przypadku zdjęć zdecydowania większość kadrów była poprawnie wyostrzona, także wtedy, gdy scena była dynamiczna.
Przykładowe zdjęcia wykonane aparatem.
Tryb filmowy dla wymagających
W przypadku tego modelu ważniejsze od zdjęć są jego możliwości filmowe. I tutaj producent daje naprawdę wiele, biorąc pod uwagę cenę aparatu. Mamy bowiem rozdzielczość 4K 50p z zapisem 10-bitowym i próbkowaniem kolorów 4:2:2, a filmy możemy zapisywać z przepustowością 200 Mbps.
Takie możliwości do niedawna dawały tylko sprzęty z najwyższej półki. W bardziej profesjonalnych produkcjach 10 bitów, dające możliwość odpowiedniej pracy nad kolorem w postprodukcji, to obecnie standard. Podobnie jak 4K z 50 klatkami na sekundę – wielu osobom zależy na spowolnieniu filmów, a w Full HD filmuje coraz mniej osób.
Dlatego ten niepozorny aparat spełnia wymagania stawiane kamerom przez wymagających filmowców. Nie brak mu oczywiście płaskich profili kolorystycznych, ale też znanego z kamer producenta profilu Cinetone, który nie wymaga dalszej korekcji.
Filmy nagrywane w 4K są naprawdę ostre i pełne szczegółów. Sony nigdy nie potrafił zapewnić odpowiedniej ostrości w Full HD w swoich aparatach APS-C, na szczęście w przypadku 4K nie można mieć zarzutów. Obraz jest ostry i wyraźny. Dynamika tonalna i szczegółowość stoją na wyższym poziomie, niż można by oczekiwać w tej półce cenowej.
Dodatkowe opcje dla twórców treści
Aparat nie posiada niestety mechanicznej stabilizacji matrycy. Ma za to tryb Active znany z innych aparatów producenta. Ta cyfrowa stabilizacja zabiera 10 proc. kadru (crop 1,1x), ale daje przy tym naprawdę niezłe rezultaty.
Filmowanie z ręki z ogniskową 50 mm (czyli na cropie 75 mm) nie stanowiło dla mnie problemu, a obraz był pozbawiony mikrodrgań. Dodatkowo mam wrażenie, że poprzednik pogarszał jakość obrazu przy włączonej cyfrowej stabilizacji, a tutaj takiego problemu nie widać.
Jeśli dołączymy do tego obiektyw wyposażony w optyczną stabilizację, wcale nie będziemy odczuwać braku mechanicznej stabilizacji matrycy. A fakt, że jej nie ma wpływa bez wątpienia na cenę modelu, bo producent musiał gdzieś znaleźć oszczędności.
Idąc z duchem czasu Sony nie zapomina o osobach produkujących pionowe filmy. Jeśli ustawimy aparat pionowo, całe menu się przestawia i model ten bez problemu może być wykorzystywany do tworzenia wertykalnych filmów, co zdecydowanie ułatwi pracę twórcom treści.
Podobnie jak poprzednik, Sony ZV-E10 II oferuje również możliwość pracy jako kamera internetowa. To sprawia, że może być z powodzeniem wykorzystywany do streamowania. Względem poprzednika daje jednak lepszą rozdzielczość, bo streamować nim można nawet w 4K.
Czy warto kupić Sony ZV-E10 II?
Jeśli jesteś filmowcem, vlogerem, twórcą treści i szukasz kompaktowego, budżetowego, a przy tym zaawansowanego aparatu, Sony ZV-E10 II wydaje się naprawdę dobrym wyborem. Poprzednik był zauważalnie tańszy w momencie premiery, ale też posiadał bardzo ograniczone możliwości.
Druga generacja aparatu wprowadza bardzo wiele zmian: nowa budowa, bateria, matryca, autofokus, menu, tryb filmowy… Za to wszystko bez wątpienia warto dopłacić, bo ten model spełnia współczesne wymagania rynkowe. Sprawdzi się jako główna kamera w rękach wielu twórców treści, ale również jako idealne uzupełnienie dla A7S III, czy chociażby ZV-E1.
Nie jest to aparat hybrydowy, więc jeśli po równo łączysz robienie zdjęć i kręcenie filmów, warto poszukać innego modelu. Jeśli jednak szukasz naprawdę budżetowej opcji do filmowania, która spełnia wymagania stawiane profesjonalistom, ten model świetnie się sprawdzi.
Zwłaszcza, że wraz z nim można kupić również wiele tanich obiektywów i stworzyć naprawdę świetny zestaw do filmowania. Tamron 17-70 mm f/2.8 wraz z tym aparatem stworzą uniwersalny zestaw o dużych możliwościach, w budżecie, który nadal nie pozwoli na zakup sensownego pełnoklatkowego body. To mówi samo za siebie.