Canon to producent lustrzanek którego pozycji hegemona na rynku fotograficznym nikt nie śmiałby kwestionować. Wraz z rozwojem segmentu bezlusterkowców zaprezentowany został model Canon Eos M6. Bezlusterkowiec ten dedykowany jest raczej fotoamatorom niż zaawansowanym użytkownikom, ale po kilkudniowym teście okazuje się, że można wycisnąć z niego całkiem sporo.
Dzięki uprzejmości firmy Canon otrzymałem do testów wyżej wspomniany aparat wraz z obiektywami Canon EF-M 15-45 mm f/3.5-6.3 IS STM, Canon EF-M 55-200 mm f/4.5-6.3 IS STM oraz Canon EF-M 28 mm f/3.5 Macro IS STM. Jako bonus w paczce dojechał dedykowany wizjer elektroniczny EVF-DC2. Nadmienię, że kilka miesięcy temu miałem do dyspozycji Canona Eos 5M z obiektywem 18-150 mm, aby lepiej zapoznać się z możliwościami systemu EF-M. Mimo, że Eos M5 sygnowany jest jako najwyższy bezlusterkowiec Canona, w porównaniu do innych flagowców od Olympusa, Sony czy Fujifilm prezentował się on co najwyżej przeciętnie. Przyznaję, że przez takie doświadczenie podchodziłem do Eos M6 z lekką rezerwą.
Ergonomia i wykonanie
Pierwszym miłym wrażeniem po chwyceniu aparatu w dłoń było wykonanie – materiały są dobrze spasowane, grip, mimo że płytki, dobrze układał się w dłoni, a pokrętła i guziki są w miejscach, gdzie mógłbym się ich spodziewać. Denerwujące może być tylko umiejscowienie w jednej linii pokrętła funkcyjnego z pokrętłem ekspozycji (łatwo jest przesunąć oba na raz przy dużych dłoniach). Wyświetlacz jest uchylny i pozwala na wywrócenie go do przodu, aby zrobić selfie. Fajną opcją jest możliwość korzystania z zewnętrznego wizjera elektronicznego i choć to wydatek niemały i uniemożliwia jednocześnie sprawne korzystanie z wyświetlacza dla selfie, to jego użytkowanie daje sporo frajdy. Jak dla mnie Canon Eos M6 to najlepiej leżący w ręce bezlusterkowiec Canona (a wspomnę, że dłoni nie mam najmniejszych).
Jakość fotografowania
Jeżeli chodzi o jakość zdjęć i komfort pracy, tu też nie mogę specjalnie narzekać. 24-milionowa matryca wypuszcza obrazek, który akceptowalny jest nawet na czułościach rzędu ISO 3200. Do szczegółowości również nie miałem zastrzeżeń – po matrycach od firmy Canon spodziewałem się podobnych rezultatów, jakie ujrzałem na ekranie monitora. W przypadku niższych czułości miło zaskoczyła mnie dynamika obrazu – rozpiętość tonalna pozwala na swobodę rejestracji nawet mocno kontrastowych scen. Matryca bez dwóch zdań daje radę, a dodatkowo, mimo częstej zmiany obiektywów, system czyszczenia działał jak należy i utrzymywał nienaganną czystość.
Miło zaskoczyłem się jakością działania systemu autofokus. Jego szybkość i precyzja w trybie pojedynczym nie ma czego się powstydzić. W przypadku trybu ciągłego wbudowany system Dual Pixel AF sprawia, że nawet w przypadku poruszających się obiektów ostrość jest w stanie nadążać za ruchem. Mimo że Eos M5 również był wyposażony w ten układ, to w mojej opinii w Eos M6 działa on szybciej i dokładniej. Rozwiązanie to jest znane jest z lustrzanek Canona i jest doceniane zwłaszcza przez filmowców pracujących na ciągłym autofokusie – ale tu dzięki obiektywom z silnikiem STM śledzenie jest płynne i bezgłośne.
Obiektywy
Kilka słów jeszcze o obiektywach, z którymi miałem okazję użytkować ten korpus. Canon EF-M 15-45 mm f/3.5-6.3 IS STM to obiektyw kitowy, który świetnie spełnia założenia systemu Eos-M. Jest zauważalnie mniejszy od obiektywu Canon EF-M 18-55 mm f/3.5-5.6 IS STM, a te dwa milimetry szerokości na dole robią wspaniałą robotę – nawet mimo tego, że na dłuższym końcu jest ciut ciemniej. Brawo Canon za tak udany obiektyw podstawowy. Canon EF-M 55-200mm f/4.5-6.3 IS STM to podstawowy teleobiektyw i tak też do niego podchodziłem – nie zachwycił mnie niczym specjalnym, ale też specjalnie nie miałem się do czego przyczepić. Na pewno to bardzo dobry wybór jako pierwszy obiektyw „na dal” dla wszystkich użytkowników systemu Eos-M. Najbardziej interesująca była jednak konstrukcja o nazwie Canon EF-M 28 mm f/3.5 Macro IS STM. Mimo że nie jestem miłośnikiem fotografowania małych rzeczy, to ten obiektyw najczęściej lądował na korpusie. Genialna w tym obiektywie jest zamontowana na stałe malutka, ledowa lampka światła stałego z dwustopniową regulacją mocy – że też żaden inny producent nie ma obecnie czegoś takiego w ofercie. Dzięki lampce i stabilizacji w obiektywie odkryłem, że fotografowanie małego świata „z ręki” potrafi być przyjemne. Łyżeczką dziegciu jest to, że wszystkie te obiektywy wyposażone zostały w plastikowy bagnet – szkoda.
Wrażenia
Kiedy otrzymałem informację, że dostanę na testy nową „szóstkę” Canona, dziwiłem się dlaczego akurat ja mam testować nową lustrzankę Canona. Zamiast tego dostałem bezlusterkowca, który bardzo miło mnie zaskoczył. Canon Eos M6 okazał się krokiem w słusznym kierunku jeżeli chodzi o bezlusterkowy system Canona. W porównaniu do konkurencji, tworzącej kompakty z wymienną optyką, system Eos-M ma jeszcze trochę do nadrobienia – ale jeżeli Canon utwierdzi się w przekonaniu, że ich własne bezlustekowce nie będą konkurencją dla ich lustrzanek, to pozostaje mi być pełnym nadziei co do przyszłych premier.
2 komentarze
A jak oceniasz tele-zoom 18-150?
Obiektyw Canon EF-M 18-150 mm f/3.5-6.3 IS STM to całkiem przyzwoita konstrukcja jak na obiektyw o dość sporym rozrzucie ogniskowych. Spodziewałem się po nim przyzwoitego spacerowego obiektywu i to otrzymałem – bez fajerwerków ale za to solidnie i precyzyjnie.