Wiosna to światło. Mój nauczyciel fotografii, Jerzy Hejber, mawia, że „fotografia jest o świetle”. Dzień karmi obficie jasnymi godzinami, chce się patrzeć, poznawać, przeżywać! Dlatego też pojechałem do Turcji, do Kurdystanu, spojrzeć przez obiektyw na celebracje wiosennego święta „Newroz”. Do torby zabrałem dwa aparaty Fujifilm, najnowszego, jeszcze przedprodukcyjnego Fujifilm X100VI, oraz GFX 50S II. Po co? Aparaty z kompletnie różnych światów, ale wybór ten nie był kompletnie przypadkowy. Czy mały kompakt może być lepszy od średniego formatu? Przekonajmy się.
Nowy rok na bliskim wschodzie
Na całym świecie, w 12 krajach, przeszło 300 milionów ludzi świętuje „Newroz”. W 2009 roku UNESCO wpisało to święto na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Już kiedyś miałem okazję brać w nim udział. W 2011 roku fotografowałem Newroz w syryjskim Kurdystanie, dosłownie kilka dni później zacząłem dokumentować wybuch Arabskiej Wiosny w Damaszku. Chciałem jeszcze raz zobaczyć jak Kurdowie, tym razem w Turcji świętują. Teraz plan był prosty, dotrzeć do stolicy regionu, miasta Diyarbakir, i dołączyć do mieszkańców Kurdystanu, którzy podtrzymują tradycję.
Średni format i kompakt z APS-C? To nie ma sensu!
Dlaczego w ogóle miałbym opierać się na pracy dwóch skrajnie różnych aparatów? Muszę się przyznać do swoistego fotograficznego rozdwojenia jaźni. Kiedy siedzę w Gdańsku i próbuję ułożyć sobie w myślach plan na fotografowanie interesujących mnie sytuacji, z jakiegoś tajemniczego powodu moje myśli szybują w stronę bardzo metodycznej, statycznej sytuacji fotograficznej, w której z rozmysłem wybieram kadr, wszystko trwa w spowolnieniu, jest przemyślane, osadzone w odpowiednim kontekście.
Od razu myślę o narzędziach z trochę wolniejszym DNA, typu średni format, albo jeszcze chętniej kamerze 4×5 z rękawem ciemniowym do wygodnego żonglowania wkładami. Próbowałem tak pracować w Syrii, podczas wojny nosiłem plecak z aparatem wielkoformatowym. Tak samo obchody uzbeckiego święta Navrus Bajram sfotografowałem na przeterminowanych negatywach, zabierając ze sobą tylko duży format, na miejscu bardzo tęskniłem za narzędziami, którymi pracuję na co dzień…
Fuji X100IV jako aparat na co dzień
No właśnie, na co dzień najchętniej używam sprzętu, który pozwala na w miarę szybkie reagowanie. Nie chodzi tu nawet o prędkość autofocusa, responsywność aparatu, czy jakiś inny techniczny parametr, a o to czy mam go pod ręką i czy mogę po niego szybko sięgnąć w razie potrzeby. Fujifilm X100VI to kompaktowy aparat, którego można zaprzęgnąć do funkcji dynamicznego polowego notatnika fotograficznego. W jednej ręce aparat, w drugiej notatnik, gdzieś tam w spodniach paszport albo bilet ZTM. W teorii to idealny zestaw dla osób dokumentujących.
Budowa i ergonomia nowego Fujifilm X100VI
Ergonomicznie nowa „setka” jest praktycznie kopią poprzednika. Aparat jest filigranowy, każda mała „nerka”, torebka rowerowa, lub większa kieszeń kurtki bez problemu go pomieszczą. Ten aparat ma jedną cechę, dla której chcę z niego korzystać. Gabaryt. Potrafię sobie wyobrazić, że dla niektórych osób mógłby być jedynym narzędziem fotograficznym, właśnie ze względu na tę cechę.
Na szyi noszę różne aparaty, od starych lustrzanek po różne wcielenia serii X i GFX od Fujifilm. Wyjątkowość całej serii Fujifilm X100 polega na tym, że ten aparat w pewnym momencie staje się przylegający do właściciela. Jest to na pewno bardzo indywidualna kwestia. Przy wspomnianej „setce” mam wrażenie, że przestaję zwracać uwagę, że niosę sprzęt fotograficzny. W podróży będzie to miało bezpośredni wpływ na sposób fotografowania.
Konfiguracja przycisków to obowiązek
Włączam aparat i zaczynam od konfiguracji. Ma to być narzędzie maksymalnie uproszczone w obsłudze – tak, żebym nie zastanawiał się nad tym co wcisnąć, tylko mógł dynamicznie rejestrować rzeczywistość. Dlatego też staram się wyłączyć, co się tylko da, zablokować jak najwięcej przycisków, ograniczyć szybkie menu do zaledwie 4 pozycji. Wtedy pozostaje tylko trzymać kciuki, żeby mi się nic nie pomyliło, albo żeby na przykład nie zaszła potrzeba nagłego manipulowania w menu.
W Fuji X100VI zostawiam sobie szybki dostęp do ustawień migawki, trybu AF, auto wyzwalacza, filtra ND oraz trybu wykrywania i śledzenia oczu. W wizjerach, zarówno elektronicznym jak i optycznym, również można wybrać wyświetlane informacje i tę przestrzeń też staram się też zaprogramować pod swoje potrzeby. Dla porządku zostawiam tylko skalę ekspozycji, info o migawce i przesłonie, ilość pamięci, tryb AF, poziom baterii oraz ISO. No to w drogę!
Akumulator nie jest tak zły jak o nim mówią
Do plecaka pakuję zapas 6 akumulatorów. Trochę na zapas. Nowy Fuji X100VI posiada nową matrycę 40MP, ze stabilizacją. Ceną za nieporuszone zdjęcia jest energochłonność. Sam też nie jestem mistrzem oszczędzania energii. Aparat często zostawiam włączony, trzymam go w ciągłej gotowości do pracy.
Przy takim korzystaniu, przy włączonej stabilizacji, częstym przeglądaniem zdjęć, błądzeniu po meandrach menu… na jednym akumulatorze pracowałem jakieś pół dnia. Myślę też, że jakbym z czasem wypracował sobie większą higienę w oszczędzaniu baterii, to dłuższa praca nie byłaby problemem. Nie jest tak źle jak czytałem!
Stabilizacja matrycy – czy faktycznie jest tu potrzebna?
Oczywiście istnieje możliwość wyłączenia stabilizacji z poziomu menu i bez stabilizacji można żyć, ale jeśli już jest… to można ją wykorzystać! Szczególnie że jest to niewątpliwie jedna z największych zmian względem poprzedników. Czy potrzebna i przydatna?
Podczas podróży dotarłem nad mało znany wodospad Szejchandede, fotografowałem go w nocy, zaparty o kamienie, bez statywu. Udało się. Fotografowałem też w ciągu dnia, używając wbudowanego w aparat filtra ND i długich, kilkusekundowych, czasów naświetlania.
Muszę przyznać, że w takim zastosowaniu stabilizacja to frajda. Wspomniany filtr ND to absolutnie genialne rozwiązanie, w słonecznych warunkach praca na przysłonie f/2 staje się po prostu możliwa! Takie drobne szczegóły składają się na wszechstronność tego aparatu.
Jeden obiektyw, trzy ogniskowe (sic)
Mówię o wszechstronności kompaktu, z stałoogniskowy obiektywem – Fujinon Super EBC 23/2. Ktoś mógłby od razu postawić tu duże znaki zapytania… Mamy jedną ogniskową, o ekwiwalencie 35 mm dla pełnej klatki, co jest dość uniwersalną ogniskową, ale jest coś jeszcze. Dzięki nowej matrycy w Fuji X100VI istnieje możliwość kadrowania z podglądem dla ekwiwalentów 50 mm i 70 mm dla pełnej klatki.
To całkiem przemyślane rozwiązane. W takim wypadku aparat zapisuje pełen plik RAW, ale podgląd i plik JPG jest robiony na wybranej „ogniskowej”. Przydatne kiedy np. ktoś widzi, że mamy aparat i prosi nas o portret. Ktoś możne powiedzieć, że to tak samo jakbyśmy wykadrowali zdjęcie w postprodukcji i poniekąd jest to prawdą, ale zupełnie inaczej fotografuje się kadrując na ~70 mm, a inaczej na ~35 mm.
Nie sądzę, żebym jakoś ekstensywnie potrzebował z tego korzystać, jest to raczej kolejny element architektury tego aparatu, który sprawia, że to dobry kompan. Oczami wyobraźni widzę, jak spotkany człowiek, prosi o portret w pełnym słońcu, na tle wodospadu. Jednym kliknięciem odpalam filtr ND, ruchem pierścienia obiektywu „zmieniam ogniskową”, po następnych sekundach na wyświetlaczu mogę pokazać portret zrobiony na f/2 na nieco dłuższym czasie z rozmytą wodą w tle… i to wszystko w jednym podręcznym notatniku fotograficznym :)
Fuji X100VI jest jak dobry kumpel, ale nie jest pozbawiony wad
Miałem głęboką nadzieję, że inżynierowie z Fujifilm, którzy wypuścili tak wyczekiwany i pożądany aparat, zaspokoili też moją potrzebę… Już mogę powiedzieć, że nie zaspokoili. O co dokładniej chodzi? Jeszcze w modelu X100F był przycisk, który pozwalał przełączać się między LCD i wizjerem. Jest on też w aparatach z serii X. Mam swoje fotoreporterskie przyzwyczajenia i chciałbym móc szybko włączać i wyłączać ekranAparatów używam na zasadzie ćwiczenia pamięci mięśniowej, chcę móc odruchowo zmieniać ustawienie, nie świecąc sobie w oczy ekranem LCD lub kuląc się do wizjera elektronicznego. Niestety nie mogę tego zrobić — muszę wejść w menu i dopiero w nim się przełączać. Nie mam na to czasu. Dla mnie to spora wada.
Kilkukrotnie też zawiodłem się na wybudzeniu aparatu przy naciśnięciu przycisk spustu migawki. To super przydatne przy robieniu zdjęć ukradkiem, bez podnoszenia aparatu do oka… jednak w efekcie, nie wiedząc, czy zrobiłem zdjęcie, po chwili odkrywałem, że zdjęcie się nie zrobiło bo aparat się jednak nie wybudził. Szkoda, bo mogło tam być kilka fajnych klatek.
Dlaczego mały X100IV może być lepszy od dużego GFX-a?
Wrócę do zaczepnego pytania z tytułu. Miałem ze sobą oba aparaty. Praktycznie 90% zdjęć spontanicznych, przypadkowych, impresji i pewnych intuicji fotograficznych wykonałem Fuji X100VI. Średnioformatowego GFXa wyciągałem głównie do krajobrazu, kilka razy do portretu, używałem go również przez cale obchody święta Newroz w Diyarbakirze. Ten wyjazd był dla mnie ciekawym eksperymentem fotograficznym. Do tej pory nie starałem się za bardzo tworzyć fotografii z nurtu „street photo”. Byłem raczej zdania, że aparat noszę kiedy wiem, że będę chciał fotografować.
Dzięki gabarytowi X100VI mogłem sobie pozwolić na nieustanne niesienie aparatu przy sobie. W efekcie udokumentowałem sporo spontanicznych sytuacji. Jeśli tylko coś przykuwało moją uwagę, fotografowałem. Podnosiłem go do oka kiedy mijani Kurdowie unosili dłonie z krzyżującymi się palcami w znak V, każdego dnia ktoś mi posyłał taki gest, wykonałem cały cykl takich fotografii. One by nie powstały gdybym nie miał Fuji X100VI przy sobie. Rozsiadając się w zadymionych herbaciarniach, plecak z dużym aparatem lądował na krześle, mała setka zostawała na szyi. Po prostu więcej fotografowałem, bezpretensjonalnie.
Tak też powstało jedno z moich ulubionych zdjęć z tego wyjazdu. W Diyarbakirze, w ciasnej uliczce przylepionej do Ulu Camii, który jest najstarszym meczetem w Anatolii, a być może i całej Turcji, rozsiadłem się w lokalu, czekając na kelnera roznoszącego herbaty. Wnętrze herbaciarni było totalnie filmowe, chmury dymu papierosowego łączyły się z dymiącym piecykiem, przy stolikach toczyły się dyskusje, gdzieś na ścianie ktoś pro forma powiesił plakat informujący o zakazie palenia. Siedzący obok zerkali na mnie, pewnie trochę ciekawi turysty. Scena była urokliwa, intymna, zdjęcie zrobiłem szybciutko, nie zauważony, nierozpraszający swoją obecnością ani aparatem.
Najlepszy aparat, to ten na szyi (a nie w plecaku)
Wiem, że gdybym chciał tak samo obchodzić się z GFXem to na 100% niektórych sytuacji bym nie zarejestrował. Przykład? Kiedy dotarłem na miejsce obchodów, do ogromnego parku Newrozi w Diyarbakirze, przechodząc przez policyjną blokadę, zrobiłem zdjęcie rewizji osób, które chcą wziąć udział w świętowaniu.
Świętowanie Newrozu w Turcji ma pierwiastek polityczny, przez chwilę sądziłem nawet, że nie uda mi się wejść na główne celebracje. Od dekad, przy okazji obchodów Newrozu, Kurdowie manifestują swoje aspiracje niepodległościowe. Jeszcze do niedawna za samo wywieszenie flagi kurdyjskiej można było trafić do aresztu z zarzutami wspierania terroryzmu.
Atmosfera tego dnia jest gęsta. Przy jednej z bram policja nie wpuściła mnie z uwagi na zabrane ze mną aparaty! Udałem się do kolejnej, sprawdzono moją legitymację prasową i finalnie też mnie nie wpuszczono, ze względu na brak akredytacji do zamkniętej strefy pod sceną. Atmosfera tego radosnego święta jest zdominowana przez nagromadzenie sił bezpieczeństwa, policji, polewaczek, bramek kontrolnych i świadomości, że na przestrzeni lat nie jeden Kurd zginął podczas zamieszek w trakcie starć z policją.
Koniec końców raz jeszcze wróciłem do pierwszej bramy, informując policję, że zostałem tutaj odesłany, tym razem się udało. Podchodząc do bramki bezpieczeństwa z Fujifilm X100VI zawieszonym na szyi, zrobiłem zdjęcie, które jest dla mnie ważne, bo pokazuje, że czasem zwykła tradycja, wpisana w geopolityczny kontekst może być rodzajem deklaracji politycznej.
Mały dyskretny, cichy! Oczywiście każdy sprzęt wymaga swoistego zgrania się z nim. Kiedy ma się na sobie dwie, dość różne konstrukcje, przychodzi refleksja, że te narzędzia będą miały swoje mocne strony w różnych obszarach, dlatego ostateczny wybór, z którego z nich chce się skorzystać, będzie podyktowany trochę środowiskiem pracy, trochę wymaganiami co do obrazka, a koniec końców idąc z plecakiem przez góry, to organizm koniec końców wybierze, z czym mu bardziej po drodze na klatce piersiowej.
GFX? X100VI? To pięknie uzupełniające się aparaty
Wiem, że nie zrezygnuję z eksperymentowania z różnymi aparatami. Potrafię sobie wyobrazić podróż tylko i wyłącznie z GFX-em, zaciskając zęby nad jego rozmiarem, rozpływając się nad plastycznością obrazów, które w nim powstają. Potrafię sobie też wyobrazić, że ktoś przez dekadę fotografuje tylko X100VI i mu to w zupełności zaspokaja potrzeby twórcze. W fotografii dokumentalnej, którą uprawiam, nie ma znaczenia czy matryca jest z roku 2014, czy 2024.
Oczywiście seria X100 dekadę temu, to był sprzęt po prostu powolny. W chwili obecnej jest to narzędzie, którym bez problemu byłbym w stanie zrobić fotoreportaż z wydarzenia takiego jak Newroz. Oczywiście w pracy fotoreporterskiej, która często wymaga używania zmiennych ogniskowych, pracy bardzo energochłonnej, taki aparat to raczej backup niż główne narzędzie pracy, ale wszędzie tam, gdzie mogę sobie pozwolić na bardziej osobistą, notatnikową fotografię, jest po prostu, wystarczający. I jest aparatem, z którym można wejść w symbiozę.
PS – Akcesoria, które warto kupić do Fuji X100VI
Jeśli myślicie o aparacie z serii X100, to warto od razu kupić do niego osłonę i filtr UV. W moim przypadku praktycznie pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po wyciągnięciu aparatu z pudełka, było założenie osłony i filtra Nisi UV, który miałem u siebie po poprzedniku. Zdecydowanie polecam to rozwiązanie każdemu, bo dodatkowo zabezpiecza to nasz aparat. No a przy kompakcie z niewymienną optyką, chuchanie na przednią soczewkę i wycieranie jej koszulką to nie jest zbyt dobry pomysł. Po montażu zorientowałem się też, że srebrna osłona na czarnym body niesie za sobą konsekwencje, bo taki kontrast po prostu przyciąga na nas wzrok. Jeśli możecie to kupcie osłonę w kolorze aparatu!
2 komentarze
Brawo Panie Macieju zdjęcia super a artykuł jeszcze lepszy
Panie Macieju, muszę przyznać, że dawno nie czytałam tak wciągającej „recenzji” aparatu.
Zdjęcia zapierają dech. Wielkie gratulacje.