Canon R5C – czy to młodszy brat Canona R5? Skąd się wzięło to „C” w jego nazwie i dlaczego nie mówimy tu o aparacie, a kamerze? No właśnie, czy na pewno jest to kamera, a nie aparat? W takim razie po co te funkcje fotograficzne i właściwie dla kogo jest w ogóle ten korpus? Na te wszystkie pytania postanowiłem odpowiedzieć z Kingą, którą już możecie kojarzyć z naszego bloga, a która postanowiła wypożyczyć ten korpus do realizacji swojego projektu filmowo-fotograficznego.
Zacznijmy jednak od początku!
Canon R5C zadebiutował w styczniu 2022 roku i… nie był to pierwszy Canon, który bazując na innym modelu zyskał literkę „C” w nazwie. Niemal 10 lat wcześniej podobnie było z Canonem 1DX i 1DC – gdzie jeden był topowym korpusem do fotografii, a drugi był pierwszym aparatem filmującym (a w sumie to kamerą w korpusie aparatu) z możliwością nagrywania 4K z wewnętrznym zapisem.
Właśnie to „C” oznacza przynależność do rodziny Cinema EOS, czyli profesjonalnych kamer filmowych takich jak choćby serie C200, C300 czy C500. Dlatego właśnie mówiąc o Canonie R5C nie mówimy o aparacie, a kamerze. Choć czy na pewno?
Po co komu ten aparat kamera?
Nasi stali czytelnicy na pewno kojarzą Kingę z porównania Canonów 100 mm Macro, czy też z ostatniego artykułu o fotografowaniu inkluzji w bursztynie. Jednak Kinga zajmuje się również innymi rzeczami, w tym i filmowaniem. „Od wielu już lat zajmuje się filmowaniem, bo czasem poprzez fotografię nie da się wyrazić tego, co pozwala wyrazić ruch. Uwielbiam grać światłem, jego efektami, bawić się głębią, czy też manipulować czasem, bo to pozwala na ożywienie i kompletnie inne przedstawienie jakiegoś elementu” – podsumowuje artystka.
Kinga do tej pory działa na Canonie R, wcześniej na Canonach 60D i 80D, ale zaczęło jej czegoś brakować… „Canon R jest naprawdę świetnym aparatem do fotografii i filmów, ale chciałabym też dalej rozwijać się w tym kierunku” – mówi – „Od premiery Canona R5C zastanawiałam się nad tym korpusem i ucieszyłam się kiedy tylko pojawiła się możliwość jego testów”.
Co w tym aparacie kamerze takiego wyjątkowego?
„To, co mnie najbardziej przekonuje to możliwość kręcenia filmów slowmotion w 4K” – przyznaje Kinga, która dodaje również, że zwyczajnie uwielbia ten typ filmów i możliwość spowolnienia czasu – „Pozwalają nam zastanowić się nad upływającą chwilą, a także zachwycić tym drobnym wycinkiem świata”.
Był to wręcz swego rodzaju dealbreaker, jednak nie bez znaczenia pozostały funkcje fotograficzne. Canon R5C jest bowiem chyba jednym aparatem/kamerą, która oferuje zarówno świetne filmy w slowmo, możliwość nagrywania w 8K bez przegrzewania, ale i genialne funkcje fotograficzne. „Chcę zawsze oferować swoim klientom możliwie najlepszą jakość materiałów, więc mocno myślę o zmianie aparatu. Taka zmiana sprzętu to też impuls do osobistego rozwoju!” – podsumowuje Kinga po pierwszych chwilach z tą kamerą.
Nasza bohaterka po raz pierwszy użyła tej kamery, by nagrać wzburzone morze. „Część nagrywałam przy wykorzystaniu 8K25p, a część w 4K100p, tak by móc później zwolnić obraz w postprodukcji. Warunki były naprawdę trudne, wiatr wiał z prędkością około 80km/h, jednak aparat ani się nie zająknął.” – mówi z podziwem Kinga – „żałuję jedynie, że nie wzięłam teleobiektywu”.
Bo Canon R5C to hybryda z prawdziwego zdarzenia
Włącznik w Canonie R5C zyskał nową, kluczową wręcz funkcję. Korpus ten jest bowiem urządzeniem hybrydowym, w którym żyją wilki dwa. Można go wykorzystywać zarówno w filmie, jak i fotografii. To właśnie włącznik służy do przełączania się pomiędzy trybem filmowym i fotograficznym. Warto tu jednak dodać, że jest to coś więcej niż tylko zmiana trybu…
„Ostatnią kamerę trzymałam w dłoniach jeszcze w dzieciństwie” – śmieje się Kinga. Osoby, które podobnie jak Kinga do tej pory nie miały okazji korzystać z kamer Canona mogą się zdziwić, że w trybie filmowym Canon R5C ma kompletnie inne menu, niż to znane z większości aparatów Canona. Bo o tyle, o ile w trybie fotograficznym menu jest niemal identyczne jak w Canonie R5, tak w przypadku filmu mamy tu menu wyciągnięte żywcem z kamer Canona. Kiedy przełączamy ten korpus z jednego trybu na drugi, można powiedzieć, że ładuje on zupełnie inny system operacyjny i dlatego też taka zmiana trwa kilka sekund.
Czym Canon R5C różni się od zwykłego Canona R5?
Na pierwszy rzut oka widać różnicę nie tylko w nazwie, ale i gabarycie. Canon R5C, względem swojego fotograficznego brata, jest większym korpusem – m.in. przez to, że dodano aktywny system chłodzenia. Dodało mu to około 30g wagi i 30 mm w talii. Złącza są praktycznie takie same, choć w Canonie R5C znajdziemy również złącze do obsługi kodu czasowego – z którego korzystają profesjonalni filmowcy na planach zdjęciowych.
Ergonomia i wygląd zewnętrzny
Całość jest masywniejsza od zwykłego Canona R5, jednak to wciąż względnie mały korpus, jeśli mówimy o kamerach. Można go wykorzystać w wielu sytuacjach, gdzie pełnowymiarowe kamery byłyby niepraktyczne, a to spora zaleta. Korpus jest zbudowany solidnie, jest też uszczelniony tak samo jak Canon R5. Wiele osób obawiało się o aktywne chłodzenie i o to czy aparat nie straci tu na odporności. Okazuje się, że… nie! Inżynierowie Canona przemyśleli to w taki sposób, że wilgoć, czy zabrudzenia nie stanowią żadnego problemu.
W Canonie R5C zmieniła się również nieco „klawiszologia”. Spust migawki zyskał kolor czerwony i w trybie filmowym służy do rozpoczęcia i zakończenia nagrywania. Część przycisków została opisana w sposób typowy dla kamer, poprzez dodanie na nich cyfr, są one oczywiście programowalne i można je dostosować do swoich preferencji.
Stabilizacja matrycy w kamerze? Nie, choć jest elektroniczna!
Przechodząc „do wewnątrz” warto zwrócić uwagę na matrycę, bo choć jest taka sama jak w Canonie R5, tak w przeciwieństwie do starszego modelu nie została ona wyposażona w stabilizację matrycy. To wywołało niemałe zamieszanie i naprawdę wiele osób się oburzyło, że tak profesjonalny korpus do filmowania został ogołocony ze stabilizacji matrycy! Jednak to w pełni przemyślana decyzja, bo żadna profesjonalna kamera nie ma stabilizacji matrycy. Jeśli mi nie wierzysz, to sprawdź sam produkty topowych marek jak choćby Arri.
Dlaczego tak jest? Dlatego, że stabilizacja może bardziej przeszkadzać niż pomagać – na co dowodem jest np. zjawisko wobblingu, które można zauważyć np. w Canonie R5, czy aparatach filmujących ze stabilizacją matrycy innych producentów. W Canonie R5C zdecydowano się zamiast stabilizacji mechanicznej, zastosować nową-zaawansowaną stabilizację elektroniczną i… działa. Pozwala na w miarę bezproblemową pracę „z ręki” i nie generuje przy tym żadnych problemów. Oczywiście lepiej jest użyć zewnętrznego stabilizatora w postaci gimbala, czy stadycama – ale możliwa jest też praca bez nich.
Filmowanie aparatem/kamerą i fotografowanie aparatem/kamerą
Canon R5C wnosi całkiem sporo dobra pod względem filmowania do całkiem już dobrego Canona R5. W sumie to nie powinno nikogo dziwić, bo to przecież kamera! Co dokładnie daje to „C” w nazwie? Prócz tego całego filmowego menu, dostajemy tu także jeszcze większą ilość trybów nagrywania, większy wybór dostępnych kodeków, czy klatkarzy – w tym i slowmotion, na którym tak zależało Kindze.
Jednak to nie jedyna różnica, bo daje on większa szczegółowość obrazu w 4K (obraz jest skalowany z 8K). Dzięki aktywnemu chłodzeniu nie przegrzewa się, co może zdarzyć się w Canonie R5. Nie ma też limitów nagrywania, ergonomia jest dostosowana pod film i sam aparat ma filmowe funkcje wyciągnięte żywcem z kamer.
Sesja fotograficzna na okładkę magazynu
Tym aparatem Kinga zrealizowała kilka sesji fotograficzno-filmowych i jeśli chodzi o fotografowanie to można powiedzieć, że Canon R5C nie różni się praktycznie niczym od Canona R5 – no może poza tym, że „C” nie ma stabilizacji matrycy. „W moim Canonie R nigdy nie brakowało mi stabilizacji matrycy, a przy fotografii studyjnej, ze statywu nie ma to większego znaczenia – wręcz stabilizacja matrycy mogłaby tu przeszkadzać” – mówi fotografka.
„Jedną z sesji jaką realizowałam była sesja okładkowa dla magazynu Bursztynisko”. Kinga podczas tej sesji wykorzystała tetering, lampy błyskowe i… wszystko działało bez najmniejszego problemu. „Efekt finalny jest doskonały, dokładnie taki jak chciałam!” – dodaje zachwycona fotografka – „Duża rozdzielczość pozwoliła mi na wyciągnięcie dużej szczegółowości zdjęć i to naprawdę fajna rzecz”.
Sesja hybrydowa dla hiszpańskiego projektanta i do projektu foto-wideo
Jedną z sesji fotograficzno-filmowych, była sesja biżuterii Arnalda Jorda. Prace hiszpańskiego artysty-jubilera pracującego z bursztynem doceniono w najbardziej prestiżowych konkursach na całym świecie. „Do tej sesji zaprosiłam Maję z dwoma jej hartami, a całość chciałam zrealizować w czarno-bieli, w którą idealnie wkomponowała się biżuteria Arnalda” – mówi Kinga. Sesja ta nie była łatwa, choćby ze względu na obecność dwóch psów, które momentami nie chciały idealnie współpracować.
Miejsce, w którym odbywała się sesja było dość ciemne. „ISO w aparacie wahało się pomiędzy 2000, a 5000” – sprawdza w plikach Kinga – „Jednak muszę przyznać, że ten korpus w tak trudnych warunkach poradził sobie po prostu rewelacyjnie! Zarówno przy zdjęciach jak i przy filmie Canon R5C dał mi na tyle dużo informacji, że bez problemów mogłam wyciągnąć informacje z prześwietleń, czy zaciemnionych obszarów” – mówi zachwycona. Zdjęcia te można oglądać w Galerii Międzynarodowego Stowarzyszenia Bursztynników w Gdańsku.
Przy okazji tej powstały zdjęcia pod nowy projekt Kingi nazwany „#fashionsymphony”. „To projekt stricte hybrydowy, w którym poprzez fotografię i film chcę pokazać symbiozę pomiędzy światem fashion, pięknem kobiet i natury, a całość realizuję w autorskiej technice photograftinty” – tłumaczy artystka. By realizować ten projekt na wysokim poziomie potrzebuje ona zdjęć w wysokiej rozdzielczości i filmów w slowmotion, które przypominać będą sny autorki…
Na czym polega ta technika? Zdjęcia są drukowane w dużych formatach, a następnie uzupełniane ręcznym rysunkiem. Dzięki temu połączeniu obrazy zyskują zupełnie inny wydźwięk. Całość wystawy będzie uzupełniać film realizowany w slow motion, którego fragment można obejrzeć powyżej… a tu mały backstage tej sesji:
Wady… są ale jedna dość spora…
Oczywiście aparat ten nie jest pozbawiony wad. „To jak szybko ta kamera potrafi pożerać kolejne akumulatory podczas nagrywania w 8K jest aż zaskakujące!” – mówi z uśmiechem nasza bohaterka. Faktycznie, przy nagrywaniu w wysokich rozdzielczościach zapotrzebowanie na prąd jest dość duże, dlatego też warto zainwestować w porządny powerbank lub v-mount z wyjściem USB-C PD. Zewnętrzne zasilanie przyda się również, gdy chcemy wykorzystać pełnię potencjału tej kamery.
Jeśli chcemy ułatwić sobie pracę to prócz zapasu prądu, warto jest też wyposażyć się w klatkę operatorską. Kinga przyznała, że mocno jej brakowało właśnie tego konkretnego akcesorium, które zwyczajnie ułatwiłoby podłączenie tych wszystkich zewnętrznych akcesoriów, jak choćby wspomniane zasilanie, czy ekran.
Rzeczy małe, a cieszące
„Używając Canona R5C zauważyłam jeszcze jedną rzecz, którą niektórzy mogą zbagatelizować, a z mojej perspektywy to jednak dość ważne” – zaczyna Kinga – „chodzi o brak opóźnienia między naciśnięciem przycisku, a rozpoczęciem nagrywania, co nie jest tak oczywiste przy innych aparatach”. No i trzeba przyznać, że faktycznie w Canonie R5C w trybie filmowym nie ma żadnego opóźnienia przy naciśnięciu przycisku od filmowania.
Podsumowanie
Czy więc Canon R5C to pełnoprawna kamera? Czy może jednak aparat fotograficzny? Po naszych testach możemy zgodnie powiedzieć, że… (budowanie napięcia)… obie te odpowiedzi są poprawne! To pełnoprawna hybryda, w której to użytkownik poprzez odpowiednie przestawienie przełącznika decyduje o tym, czy korpus ten będzie aparatem, czy też kamerą.
„Ten aparat/kamera otworzyły mi trochę oczy na to ile jeszcze można działać w filmowaniu i muszę szczerze przyznać, że już planuję warsztaty z filmowania tak, by móc wykorzystać pełen potencjał tej kamery!” – podsumowuje Kinga. Przyznaje ona również, że to wręcz idealny korpus dla niej, a oddanie go nie było wcale łatwe… „Co tu wiele mówić, jestem wciąż zachwycona zarówno możliwościami fotograficznymi, jak i filmowymi. To nie jest aparat z opcją filmowania, to prawdziwa hybryda łącząca kamerę i aparat! Chyba po prostu muszę zacząć zbierać na niego!” – kończy nasza bohaterka.