Często ostateczny szlif nadajemy zdjęciu na etapie postprodukcji, w programie graficznym. A gdyby tak można było zastosować efekty już w momencie kadrowania? Opcja podglądu rezultatu końcowego jeszcze przed ostatecznym naciśnięciem spustu migawki jest bardzo kusząca. Co więcej – wiele aparatów daje taką możliwość. Poniżej te najciekawsze i najbardziej kreatywne.
Już najprostsze aparaty kompaktowe pozwalają nam wprowadzić pewne korekty tak, aby końcowy efekt wizualny wywoływał zaskoczenie odbiorcy. Najpopularniejsze efekty – dostępne w prawie wszystkich aparatach – to prosta konwersja do czerni i bieli, efektu sepii czy trybu HDR. W wielu modelach mamy też możliwość zastosowania koloru selektywnego (gdzie widzimy tylko jeden kolor, a reszta pozostaje czarno-biała) czy symulacji obiektywu typu rybie oko. Na takich efektach nie będę się skupiał, chcę pokazać możliwości, jakimi wybrane modele wyróżniają się na tle konkurencji.
Szeroką paletę opcji przy bezpośredniej kreacji zdjęć dają aparaty Olympus z serii Olympus OM-D lub Olympus PEN. Zawdzięczamy to możliwościom ukrytym pod trybem ART na kole nastaw. W zależności od modelu mamy do wyboru nie mniej niż czternaście różnych filtrów, które umożliwią nam uatrakcyjnienie zdjęcia. Do moich ulubionych należą efekty symulujące aparat otworkowy oraz użycie obiektywu typu tilt-shift. Ogromną zaletą jest też art bracketing. Co to takiego? Jeżeli nie możesz zdecydować się, który efekt wybrać, aparat zarejestruje scenę z każdym trybem po kolei. Wówczas przyda się jednak pojemna karta pamięci. Te same efekty możemy zastosować również przy filmie.
Na osobną wzmiankę zasługuje koło nastaw umieszczone na przednim panelu aparatu Olympus Pen F. Mamy tam przeniesiony nie tylko wcześniej wspomniany tryb ART, ale również zaimplementowane trzy dodatkowe tryby korekcji – tryb monochromatyczny, tryb kolor oraz profil kreatora kolorów. Pozwala to na zupełnie nowy poziom kreatywności przy komponowaniu zdjęcia.
W profilu monochromatycznym zostaje nałożony filtr, dzięki któremu uzyskujemy efekt fotografii czarno-białej. Dodatkowo możemy regulować intensywność działania filtra, a także sztucznie nałożyć efekt winietowania, także dopasowując jego intensywność. Profil kolorów podobny jest do trybu koloru selektywnego. Pozwala na kontrolę nasycenia barw na zdjęciu. Do dyspozycji mamy 12 kolorów, których nasycenie możemy zmieniać w 11-stopniowej skali, jednocześnie lub każdy z osobna. Tryb kreator kolorów znany jest już z wcześniejszych bezlusterkowców Olympus. Funkcja ta pozwala dodać do rejestrowanego zdjęcia dodatkowy odcień wybranego koloru. Przypomina to pracę na zakładce hsl/color/b&w w Adobe Lightroom. Niezależnie możemy też kontrolować stopień nasycenia. Do wyboru mamy 30 barw w 7-stopniowej skali.
Ostatnia rzecz, która zaintrygowała mnie w bezlusterkowcach Olympus, to tryb tworzenia kolaży. Polega on na tworzeniu kompozycji z kilku zdjęć, w oparciu o szablony dostępne w aparacie. Do wyboru mamy kilka motywów, w których dodatkowo możemy wybierać różne efekty, liczbę klatek czy współczynnik proporcji obrazu. W aparatach Olympus można też dostosować sposób podziału i efekty ramek dla poszczególnych zdjęć. Mała rzecz, a cieszy.
Dzięki modułom wi-fi w aparatach mamy nie tylko możliwość szybkiego przesłania zdjęcia na urządzenie mobilne i ewentualnego „obrobienia go”. Firma Sony, dzięki swoim aplikacjom z rodziny Play Memmories, pozwala na dodanie nowych funkcji w aparacie. Jedną z nich jest opcja zainstalowania w aparacie cyfrowego filtra szarego, którym przy kontrastowych scenach (zwłaszcza w fotografii krajobrazowej), możemy zaciemnić przepalone elementy. Taką funkcję mają praktycznie wszystkie bezlusterkowce Sony. Dzięki temu narzędziu zbędne staje się noszenie pudełka z filtrami kwadratowymi typu Cokin oraz konieczność dodatkowej korekcji w postprodukcji.
Wielu fotografów w swojej obróbce zdjęć idzie w kierunku klasyki i obrabia swoje zdjęcia tak, aby przypominały efekty uzyskiwane na błonach analogowych. Wśród najbardziej ulubionych materiałów wielu fotografów najpopularniejsze były pozytywowe materiały Fujifilm. Kultowe, i niestety w wielu przypadkach już nie produkowane, filmy Provia, Astia czy Velvia charakteryzowały się kolorami i przejściami tonalnymi, które ciężko było pomylić z czymś innym. Obecnie bezlusterkowce Fujifilm dają możliwość zasymulowania ich działania na cyfrowej matrycy, poprzez bezpośredni wybór w menu aparatu. Zdjęcie wygląda jak profesjonalnie zeskanowany negatyw. Ale jakże mogłoby być inaczej, skoro producent tych materiałów bierze się za ich cyfrowe reprodukowanie.
Nadanie ostatecznego szlifu zdjęciom, aby wyglądały tak, jak je sobie wyobrażamy, jest procesem, którego nie powinniśmy pominąć przed prezentacją zdjęcia. Warto czasem odwrócić tą kolejność i już w momencie kadrowania widzieć, jaki efekt będzie miało końcowe zdjęcie.