Dziś kilka trików dla latających fotografów! Jak przejść odprawę na lotnisku, mając spory nadbagaż? Jak zinterpretować na swoją korzyść niektóre przepisy linii lotniczych? Co spakować na wyjazd, mając w planach robienie zdjęć i jak to spakować? Radzi prezes Stowarzyszenia Polskich Fotografów Lotniczych Air – Action, Sławek Krajniewski.
W pogoni za zdjęciami samolotów podróżujesz bardzo dużo po całym świecie i to najczęściej właśnie samolotami. Jak udaje Ci się ten cały sprzęt zabrać na pokład?
Fakt, podróżuję sporo. Żeby mógł powstać mój album „Odloty hesji 3” musiałem przejechać lub przelecieć w 2 lata 80 tys. kilometrów. Najważniejsze w lataniu samolotem jest to, żeby mieć odpowiedni plecak, który nie dość, że pomieści cały ten podstawowy ekwipunek, to jeszcze musi się go dać wepchnąć do samolotu, żeby nikt się nie przyczepił.
Zawsze jest pytanie, czy tym razem się uda, bo nigdy nie mieszczę się w tych 8 standardowych kilogramach. Z reguły wychodzi mi jakieś 16 (śmiech). Na wielkość, na gabaryty ten sprzęt się mieści. Ale była taka sytuacja, że pani na lotnisku powiedziała, że jest za ciężki. Spytałem się jej, czy to prawda, że w regulaminie linii lotniczej, którą miałem wtedy lecieć, jest zapis, że można mieć w samolocie aparat na szyi. Odpowiedziała, że oczywiście można. Wyciągnąłem więc sobie D810 z gripem i 500mm i zawiesiłem na szyi. Zapytałem, czy teraz lepiej? Pani otworzyła szeroko oczy i powiedziała… ale takiego to nie można… Poprosiłem, więc niech mi pani pokaże punkt w regulaminie, gdzie jest napisane, jaki można mieć, a jakiego nie można. Mówiąc to, wiedziałem dobrze, że takie regulacje nie istnieją. Usłyszałem wtedy ok, niech pan idzie… Dodatkowo w takich sytuacjach zawsze mówię o tym, że sprzęt elektroniczny, w którym są baterie, nie może lecieć w luku bagażowym ze względu na przepisy przeciwpożarowe, więc ja to po prostu muszę mieć wtedy przy sobie. Poza tym to jest tak drogie, że nie zostawiłbym tego gdzieś w luku.
Jest jeszcze jeszcze jedna sztuczka, jeśli chodzi o nadbagaż. Może nam pomóc fakt, że lecimy grupą. A przecież bardzo często tak bywa, że nie lata się samemu, wystarczy lecieć np. we dwoje. Bagaż może nam zważyć i zweryfikować tylko pracownik lotniska, który jest przy odprawie. Idzie się więc do tej odprawy tylko z głównym bagażem rejestrowanym, a bagaż podręczny zostaje w rękach osoby, z którą lecimy. Potem tamta druga osoba idzie odprawić się ze swoim głównym bagażem, a my pilnujemy jej podręcznego. Na kontroli bezpieczeństwa, która odbywa się później, nikt nie wnika w wagę ani wymiary. Kładzie się tam swoje rzeczy na blacie, a oni tylko sprawdzają zawartość. Ta sztuczka jednak czasami może nam nie wyjść, bo bardzo często, zwłaszcza w tanich liniach, osoby które nas odprawiają przy kontroli bagażowej, stoją potem również przy bramce. Wtedy trzeba wmieszać się w tłum i przejść z tym bagażem tak, żeby nikt nie zwrócił na nas uwagi. Przede wszystkim nie można uginać się pod jego ciężarem tylko udać, że jest leciutki, przejść dalej i po problemie. A jak pani zapyta, czemu nasz bagaż podręczny nie ma przywieszki/naklejki, (bo czasem przyczepiają taką na dowód, że bagaż sprawdzono), to powiedzieć, że się urwała i nie wiem, gdzie jest. Oczywiście mówimy o bagażu, który jest wymiarowo dobry. Oby nie było takich sytuacji, że ktoś będzie korzystał z tej metody przepychając się z jakąś wielką walizką (śmiech). Bo to się przecież od razu rzuci w oczy.
Pomimo różnych trudności jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło żebym nie poleciał gdzieś z powodu nadbagażu.
A w co pakujesz się do samolotu?
Jeśli chodzi o plecak, to mam zawsze dylemat. Posiadam chyba ze trzy rodzaje rożnych rzeczy do przewozu. Moim podstawowym plecakiem jest Lowepro Lenstrekker 600AW. To jest taki wieeelki plecak, w który wchodzi aparat z obiektywem 500mm z przykręconą osłoną przeciwsłoneczną. To jest mój ulubiony zestaw na same pokazy. Dlaczego akurat ten slajder? Jak zaczyna nagle padać, a wiem, że za chwile przestanie albo trzeba się będzie gdzieś przenieść lub przetransportować, to ja mogę cały ten sprzęt wsunąć do plecaka, wrzucić go sobie na plecy i śmigać. Ale zupełnie nie nadaje się on do samolotu, bo jest za duży. Często robię więc tak, że do transportu biorę sobie mały plecaczek Kiboko, a w tą moją lodówkę, bo tak nazywamy te wielkie plecaki, pakuję ciuchy i wkładam ją do walizki. Gdy przyjeżdżamy na miejsce, ciuchy wylatują z lodówki, a zamiast nich ląduje w niej sprzęt. (Jeśli oczywiście mam taką możliwość, jeśli nie, to z tym Kiboko kręcę się po lotnisku). Nie jest to łatwe, upchnąć w walizeczce (i to jeszcze do samolotu) dwa body Nikona D800 i D810 , dwa dość duże obiektywy 500 i 70-200, a właściwie to cztery, bo jeszcze 17-55 i 8mm. Ale nawet w tym małym Kiboko to się wszystko idealnie mieści.
Co jeszcze zabierasz poza aparatem i obiektywami ?
Zawsze zabieram ze sobą głośniczek, bo uwielbiam słuchać muzyki. Rzucam go sobie w trawę z włączonym bluetoothem, robię zdjęcia, a w tle leci muzyka. Koniecznie dużo kart pamięci. Nie ma nic gorszego niż przebieranie kart tylko po to, żeby zwolnić na nich trochę miejsca, bo na takich imprezach jak pokazy i pikniki lotnicze robi się masę zdjęć. Zapasowe baterie. I batoniki energetyczne. Czasem jak się jedzie, szczególnie w jakieś egzotyczne miejsca, gdzie nie wiadomo, co będzie do zjedzenia, to zamiast jeść na śniadanie coś, co nie wiadomo z czego się składa i potem pół dnia męczyć się z żołądkiem, to wolę sobie zjeść jednego, dwa batoniki, przeczekać cały dzień i zjeść sobie coś w hotelu dopiero na kolację.
Dobrze jest też sprawdzić wcześniej prognozę pogody. Trzeba być przygotowanym zawsze na upał i potężne słońce. A więc kremy z filtrem itd. Bywało, że byliśmy kiedyś po 12 godzin na otwartej przestrzeni, gdzie było 40 parę stopni. Wypiłem wtedy 11 litrów wody w ciągu całego dnia i nie byłem ani razu w toalecie. Tak było gorąco i tak się pociliśmy. Trzeba być też przygotowanym na mróz i deszcz. Zdjęcia w deszczu wychodzą wspaniale! Moje najbardziej ulubione zdjęcia powstały właśnie wtedy, kiedy wszyscy inni już uciekli, bo lało tak, że głowa mała! Ale my mieliśmy zabezpieczony sprzęt. Na wszystko trzeba być przygotowanym, bo to daje swobodę. My jesteśmy gotowi na wszystko.
Siebie chyba łatwiej jest przygotować na różną pogodę, ciuchy, buty itd. A jak „ubrać” aparat?
Najwięksi cwaniacy biorą zwykłą reklamówkę i gumkę recepturkę. Ale to nie do końca jest dobre. Ja używam zestawu firmy Kata. Nie pamiętam dokładnie symboli tego zestawu, ale składa się to z takiej foliowej obudowy na aparat i rękawów w zależności od obiektywu. W moim zestawie są trzy takie rękawy, które pasują na obiektywy różnej długości. Daje mi to swobodę, że nawet podczas wielkiej ulewy mam zabezpieczony sprzęt. Na tym polega przewaga tego zestawu, że widzę całe body, wyświetlacz z tylu i wszystkie przyciski, a nie tylko sam wizjer. Ręce znajdują się wewnątrz tej osłony i można dzięki temu stosunkowo wygodnie operować sprzętem.
…I tu nasza rozmowa się urwała. Hesja poleciał na kolejny wypad fotolotniczy, tym razem do Szwecji na weekend z zespołem Scandinavian Airshow. Myślicie, że przywiezie z niego równie dobre zdjęcia jak te?