Przyznaję, że na premierę nowego Canona czekałam od dawna. Od 2012 roku, kiedy firma Canon zaprezentowała 5D Mark III, spekulacje na temat 5D Mark IV nie ustawały. Mimo wypuszczenia na rynek aparatów Canon 5DS i 5DSR fani marki wciąż zastanawiali się, kiedy światło dzienne ujrzy następca bestsellera 5D Mark III. W końcu nadszedł ten moment – pod koniec sierpnia 5D Mark IV miał swoją premierę, a we wrześniu, w końcu udało mi się go przetestować. Jakie są moje wrażenia?
Nie jestem wielką fanką klasycznych testów aparatów, gdzie opisane są jedynie parametry produktów. Świetną sprawą jest móc wziąć aparat w rękę i sprawdzić, czy to ten model, który sprawi nam największą frajdę podczas użytkowania, a jednocześnie pomoże zapisać dokładnie to, co zatrzymać w kadrze chcemy. Dlatego też zanim nowy model Canona wpadł w moje ręce, starałam się nie zagłębiać w jego parametry, by móc samemu wszystko sprawdzić i w żaden sposób się nie nastawiać.
Nie zasypię więc Was informacjami na temat ilości punktów AF, wielkościami matrycy czy opisem Dual Pixel Raw. Te informacje znajdziecie w setkach testów, które już teraz z łatwością wyszukacie w sieci. Czemu nie? Bo nie tylko to składa się na wyjątkowość tego aparatu. Jestem fotografem i dla mnie najważniejsze jest, by użytkowanie aparatu było intuicyjne, by w zaciemnionych pomieszczeniach ustawienie ostrości nie zajmowało cennych sekund, a jakość zdjęcia była tak wysoka, jak tylko się da. I jak się przekonałam – to wszystko ma nowy Canon 5D Mark IV.
No i stało się. W końcu w moje ręce trafił nowiutki aparat. Od lat fotografuję 5-tkami, więc byłam pewna, że się nie zawiodę. Jednak zastanawiałam się, czy jest sens zmieniać niezawodnego 5D Mark II i 5D Mark III na nowy korpus. Dlatego też postanowiłam sprawdzić najnowszy model Canona w tzw. boju. Czekały mnie dwie plenerowe sesje – czyli idealny czas, by wypróbować możliwości nowej puszki.
Pierwszym ogromnym i zarazem najważniejszym dla mnie plusem Canona 5D Mark IV jest autofocus. Wszyscy użytkownicy dotychczasowych piątek wiedzą, że to chyba najsłabszy punkt tego modelu. A tu – pełne pole ostrzenia, aż ciężko było mi uwierzyć, że dało się poprawić system zastosowany w 5DSR. A jednak! Nie spodziewałam się, że funkcja śledzenia AF jest aż tak doskonała. Autofocus działa błyskawicznie, blokuje ostrość po lekkim przyciśnięciu spustu, a kiedy powtórzymy ruch palcem, znajduje inne pola i blokuje je, co sprawia, że mamy możliwość niezwykle szybkiej zmiany pola, które chcemy wyostrzyć. Ta funkcja niezwykle ułatwia fotografowanie poruszających się obiektów. Aparat więc świetnie sprawdzi się nie tylko w reportażu, ale także w fotografii sportowej.
Dużym zaskoczeniem jest też ISO i brak szumów przy wyższych jego wartościach. Jakość zdjęcia jest na tyle wysoka, że spokojnie można robić zdjęcia przy nastawach powyżej ISO10000 – co ułatwi współpracę z ciemniejszymi obiektywami w słabo doświetlonych lokacjach.
Dual pixel RAW świetnie sprawdzi się również w studiu, np. w fotografii produktowej. Fotografując małe obiekty możemy zmienić bokeh, punkt ostrzenia czy zlikwidować powstałe na zdjęciu flary. Fakt – system ten nie jest jeszcze doskonały i należy pamiętać, że trzeba spełnić kilka kryteriów. Warto więc pamiętać, by fotografować na przysłonie wyższej niż f/5,6, z odległości powyżej 1,20 m (w studiu zatem najlepiej użyć teleobiektywów) i na krótkich czasach. Niestety żaden z topowych programów graficznych nie wspiera tej funkcji – miejmy nadzieję, że to się niedługo zmieni. Na ten czas Canon zaleca zatem używanie do wywoływania RAW-ów swojego programu – Digital Photo Professional 4. Przy okazji wspomnę, że jest on świetny do odszumiania i wyostrzania bez straty na jakości zdjęcia. Program jest darmowy dla właścicieli Canonów i mimo, że z początku dość ciężko się przestawić na jego użytkowanie – to zaręczam, że zajmuje to chwilę, a z powodzeniem może zastąpić inne programy graficzne.
Warto też wspomnieć o kilku szczegółach dotyczących budowy aparatu. Korpus 5D Mark IV jest lżejszy od swoich poprzedników – da się to odczuć szczególnie, kiedy podepnie się pod puszkę obiektyw i lampę błyskową. Mimo, że body ma ten sam kształt, to Canon wprowadził kilka innowacji. Przede wszystkim dotykowy wyświetlacz LCD – co szczególnie ułatwia pracę w trybie Live view. Dodatkowo Mark IV zyskał złącze USB 3, co zdecydowanie przyspieszy przesyłanie danych. Producent przeniósł też złącze wężyka spustowego na przód korpusu. Aparat został również (chciałoby się rzec w końcu) wyposażony we wbudowany moduł Wi-Fi, co pozwoli na zdalne fotografowanie i filmowanie (przy pomocy programu Canon Camera Connect), a także transfer zdjęć w pełnej rozdzielczości np. do komputera czy drukarki. Warto też wspomnieć o nowym przycisku na tylnej stronie korpusu. Znajduje się on pod dżojstikiem i jest dedykowany do zmian obszaru AF podczas fotografowania.
Podsumowując – można było się spodziewać, że najnowszy model Canona będzie lepszy od jego poprzedników- po dwóch dniach testowania mogę śmiało powiedzieć, że skradł moje serce i sprawił, że praca nim była jedynie przyjemnością. 5D Mark IV mogę polecić fotografom ślubnym, reportażystom, fotografom studyjnym… W zasadzie mogę go polecić wszystkim, którzy cenią sobie niezawodny sprzęt – zarówno profesjonalistom, jak i pasjonatom.
7 komentarzy
Pani wybaczy, ale po przeczytaniu tego marketingowego bełkotu po prostu robi się niedobrze. Chociaż z drugiej strony obiektywnie musze przyznać, że zdjęcia są bardzo przyzwoite – szkoda tylko, że są one po obróbce a nie prosto z puszki.
Bez obrazy, ale zdjęcia są naprawdę słabe. Zwykły bezlusterkowiec dałby bez problemu radę. W ogóle nie widać na nich klasy 5DMarkIV. Naprawdę warto czytać testy i słuchać ludzi, którzy potrafią obiektywnie powiedzieć, dlaczego aparat za kwotę 17kzł warto kupić lub nie.
Mój wpis był bardzo subiektywny – zgodzę się z Panem. Opisałam swoje wrażenia po zrobieniu kilkudziesięciu zdjęć nową puszką Canona. Chciałam, by zdjęcia nie były „kosmiczne” – chciałam pokazać, jak aparat sprawuje się podczas pracy, czyli jak nowym body pracuje się podczas sesji, w porównaniu z poprzednikami, których używam na co dzień. To czy zdjęcia się Panu podobają czy nie, jest w tym wypadku kwestią drugorzędną :)
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie krytykuję tematu zdjęć ani sposobu ich wykonania ale to, że nie widać na nich tego, co decyduje o unikalności tego aparatu: lepszej od poprzednika rozpiętości tonalnej, celności autofokusa, parametrów matrycy przy wyższych czułościach etc. Jeśli na załączonych zdjęciach tego nie widać, to po co je publikować. A jeśli podobne można zrobić dużo mniej zaawansowanymi aparatami to już w ogóle nie widzę sensu pisania subiektywnych opinii.
wydaje mi się, że to efekt postprodukcji, albo spadku jakosci przy publikacji
Czy te widoczne przejścia tonalne na zdjęciu w którym kobiety skaczą do góry to normalny sposób rejestracji obrazu przez matryce czy wynik postprodukcji?
Powstałe na zdjęciu przejścia to efekt postprodukcji, zdecydowanie nie matrycy. Matryca rejestruje obraz w sposób idealny. Niestety przy robieniu tego zdjęcia nie użyłam filtra polaryzacyjnego i musiałam lekko niebo przyciemnić, co przy zmniejszeniu rozmiaru zdjęcia i jego „podkręceniu” dało taki efekt finalny – dostrzegalny w zależności od tego na jakim monitorze ogląda się zdjęcie.