Najpierw dzień matki, miesiąc później dzień dziecka. Te dwa, małe święta to okazja do porozmawiania o fotografii od innej strony niż zazwyczaj. Nie o sprzęcie, nie o świetle, lecz emocjach, jakich dostarcza fotografowanie małych modeli. Będzie o pięknej relacji mamy i córki oraz o tym, jak chwytać szczere emocje na sesjach z dziećmi. Czy da się we własnym dziecku zaszczepić pasję do robienia zdjęć? Co jest najważniejsze w rodzinnej fotografii? Na te i inne pytania odpowiada mama i fotograf w jednym, Ania Kondraciuk.
Oglądając Twojego bloga i fanpage nie można przejść obojętnie wobec pojawiających się pomiędzy kolejnymi zleceniami zdjęć Twojej córki i psa. Czy na wszystkie spacery z nimi zabierasz aparat? Co wyjątkowego wydarza się na tych spacerach, że tak często sięgasz po aparat?
Kiedy pojawił się w naszym domu pies, pojawiło się coś niesamowitego. Pojawił się cudowny temat do zdjęć – wzajemne relacje między Nataszą i Pixelem, więź, która się tworzyła, sposób w jaki on oswajał Nataszę (początkowo bała się psów) i sposób w jaki ona go wprowadzała do swojego świata. Kłóciła się z nim, przepychała, bawiła… „Uczyła manier”, jak sama twierdziła. Od pierwszego dnia zatrzymywałam w zdjęciach ten piękny czas. On rósł, zmieniał się, a więź między nimi była coraz silniejsza. Pojawiły się wspólne spacery. Codziennie Pixel odprowadza ze mną Nataszę do szkoły, codziennie przyprowadza. Nie każdy spacer jest z aparatem. To byłoby niemożliwe, bo mam podczas takich spacerów 60 kg radości Taszowo-Pixelowej do ogarnięcia. Nasze spacery z aparatem są zwariowane. Za każdym razem myślę sobie, że to był ostatni raz! Że już nie chcę, bo dziesięć minut z nimi męczy bardziej niż godzina fotografowania. Ale zgrywam zdjęcia i chcę… więcej! Zwierzęta wyzwalają fantastyczne emocje. I cudownie móc je zatrzymywać na fotografiach.
Ostatnio Natasza musiała nauczyć się wierszyka z okazji Dnia Mamy. Opowiadał o szufladzie, w której ukryte były wspomnienia – stare fotografie. Tak podchodzę do zdjęć. To wspomnienia. Dlatego zawsze staram się, żeby były piękne i prawdziwe.
Z własnego doświadczenia wiem, że dla niektórych malców pozowanie do zdjęć to męczarnia i strasznie marudzą. Jak trzeba się zachowywać, żeby dziecko nie bało się aparatu i lubiło pozować? Wystarczy „tłumaczny ton” (słowo wymyślone przez Nataszę – przyp. red. ), czy trzeba mieć jakieś asy w rękawie?
Nie wymagam od małych dzieci pozowania. Odradzam rodzicom sesje na tłach, jeśli tylko dziecko już choć trochę się przemieszcza. Sugeruję wtedy plener, bądź sesję domową. Sesja nie jest dla dziecka atrakcyjna, chyba że… będzie zabawą! Z rodzicami, ze mną… Zawsze spokojnie, ale szybko, bez przedłużania. Nawet kosztem rezygnacji z kilku kadrów. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby dziecko nie chciało współpracować. Do tego potrzebny jest czas. A czasem szaleństwa z rodzicami.
Co zrobić, żeby ośmielić dziecko, jeśli te stresuje się przed aparatem? Masz na to jakieś rady, sposoby?
Ja rozmawiam. Zachęcam do zabaw z rodzicami. Do przytulania. Staram się, żeby sesja była fajnym spacerem, zabawą. Pokazuję dzieciom zdjęcia. Czasem wspólnie robimy zdjęcie rodzicom, czasem zwyczajnie się bawimy, a zdjęcia powstają przy okazji. Często żartuję, że moje sesje wyglądają jak spotkania ze znajomymi, których dawno nie widziałam… rozmowy nie mają końca. A zdjęcia są „przy okazji”. Później często dostaję pytania – „kiedy to zrobiłaś?”. Jednym z najpiękniejszych komplementów, jakie otrzymałam podczas mojej fotograficznej pracy, były słowa – „byłaś niewidoczna! Nie widzieliśmy w ogóle aparatu!”. Myślę, że o to w tym wszystkim chodzi. Przynajmniej w mojej fotografii. Przede wszystkim emocje!
Jakie umiejętności i cechy charakteru przydają się podczas pracy z dziećmi?
Cierpliwość. Cierpliwość. Cierpliwość. Trzeba pamiętać o tym, że to dzieci. Dla nich zdjęcia, które robimy, nabiorą wartości dopiero za kilka, kilkanaście lat. Nie warto za każdym razem mówić – „uśmiechnij się do aparatu!”, bo to zagwarantuje nam sekundę sztucznego uśmiechu na potrzeby zdjęcia. Warto OBSERWOWAĆ. Rejestrować ich naturalne zabawy, miny, zachowania. Nie na każdym zdjęciu dziecko musi być wpatrzone w aparat. Ja lubię zdjęcia z zamkniętymi oczami. Bo wtedy… dzieci zapominają, że jesteśmy. Ich twarze są tak spokojne i piękne.
Czy podpowiadasz dzieciom, co mają robić, tak jak się to robi z dorosłymi, stań tu, patrz tam, czy raczej stawiasz na spontaniczność? Na sesję wychodzisz z konkretnym pomysłem na zdjęcie, czy wszystko dzieje się samo?
Wszystko zależy od tego, co chce się osiągnąć. Mi zależy najbardziej na naturalnych emocjach. Na tym, by zdjęcia były prawdziwe. Nie modyfikuję zdjęć, nie zmieniam rzeczywistości dodając różne elementy. Dbam o to, by fotografia pozostała fotografią, a nie grafiką. Wybieram miejsca, podpowiadam pozycje, ale wszystko dzieje się spontanicznie. Dzieci prowokuję do naturalnych zachowań – przytulania mamy, taty, buziaków, chowania się za plecami… Spontanicznie i naturalnie. Tak jest najpiękniej. Oczywiście wszystko dotyczy mojego podejścia do zdjęć. Niektórzy fotografowie specjalizują się w całkiem innej fotografii, która też potrafi być piękna. Ja jednak uważam, że najbardziej wyjątkowe zdjęcia przedstawiają prawdę, a nie wyreżyserowaną rzeczywistość. Moje zdjęcia to chwila zatrzymana w kadrze.
Czy robienie zdjęć własnemu dziecku i dzieciom klientów czymś się różni?
Różni, oczywiście! Trudniej się dogadać z własnym! Wiesz… Dzięki Nataszy jestem fotografem. Gdyby jej nie było, nie byłabym w stanie robić tego, co robię. Wiem jak jest żyć ze świadomością, że może nigdy nie będzie się miało dzieci. Natasza pojawiła się po dwóch latach leczenia. Dzięki niej odkrywam świat na nowo. Dzięki niej zauważam więcej. A wszystko, co widzę, chcę pokazywać innym jak najpiękniej. Niektórzy pytają mnie, jakim aparatem fotografuję. Ja najchętniej odpowiadałabym – sercem. Kocham to, co robię i już się cieszę na myśl o „szufladzie wspomnień” Nataszy wypełnionymi fotografiami z Pixelem, brudnej, uśmiechniętej, w deszczu, słońcu, w różnych miejscach Polski i świata… szczęśliwej. Kiedyś powiedziała mi zerkając przez moje ramię, kiedy obrabiałam jej zdjęcia – „piękne mam wspomnienia”.
Jaki stosunek do Twojej pracy pracy ma Natasza? Interesuje się tym, co robi mama? Co z tego rozumie, czy próbuje naśladować, czy sięga po aparat? Uczysz ją robić zdjęcia?
Nie uczę jej, ale opowiadam. I odpowiadam na pytania. Natasza jest bardzo ciekawska. Kiedyś zapytałam ją o kolor fioletowy. Co jest w kolorze fioletowym. Odpowiedziała – „Mamo, liść w negatywie jest fioletowy”. Uczy się przez te rozmowy, ale też przez własne zabawy. Robi zdjęcia tabletem, obrabia je po swojemu, zapamiętuje… Zaskakuje mnie stwierdzeniami – „Zrób mi tu zdjęcie, jest dobre światło”. Jest doskonałym obserwatorem i jest szalenie wrażliwa. Fajnie to obserwować i fotografować, a jeśli sama będzie chciała pokazać to, jaka jest, stojąc po drugiej stronie aparatu i naciskając spust migawki, to jestem przekonana, że będą to zdjęcia niepowtarzalne. To będzie jej decyzja, jej wybór. Fotografowanie trzeba kochać. Nie wystarczy umieć.
Projekt „Dzieci tu były”- skąd pomysł na taki cykl?
Ten projekt wzrusza mnie bardzo. Był to projekt organizowany przez forum Dziecko w Obiektywie – fantastyczne miejsce z mnóstwem utalentowanych fotograficznie osób. To był rok obserwowania. Rok łapana śladów. Rok rejestrowania bałaganu, brudnych szyb, pomazanego stołu… Teraz kiedy wracam do tych zdjęć zachwycam się! Bałagan może cieszyć! Wszystkich zachęcam do rejestrowania takich śladów. To niesamowita pamiątka.
2 komentarze
To prawda. Noi Natasza i Pixel są bardzo fotogeniczni.??
Ania jest niesamowita, tak jak i jej fotografie. Wywołuje emocje i od razu widać,że fotografuje sercem. Nawet najlepszy sprzęt na nic się zda, ani wiedza ,jeśli nie mamy tego czegoś w sobie, tej iskry która mówi nam ,że to jest właśnie to. Mistrzyni chwytania magicznych chwil, pełna ciepła i serdeczności osoba, Ania. <3